Bilbuś - kot z dyskopatią

blaski i cienie życia z kotem

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Wto paź 04, 2011 13:23 Re: Mój kochany kot ma raka...

Podpisuje sie pod wpisami wyżej.Moje koty jakie odchodzą żegnam w domu.Nawet jak sa w lecznicy,zabieram je do domu aby odeszły u siebie z nami.Bedziesz wiedziała,ze ten czas sie kończy .Tak jak napisała Bazyliszkowa -oczy....spojrzenie powiedza Ci "pomóż' Trzymajcie się ,poryczałam się normalnie :(
BOZENAZWISNIEWA
 

Post » Wto paź 04, 2011 18:39 Re: Mój kochany kot ma raka...

Dostałam dziś numer weterynarza ,który przyjeżdża do domu.To dobry człowiek i kocha zwierzęta ,co jest dla mnie ogromnie ważne.
Kiedy nadejdzie czas ,będziemy gotowi.
Myśle ,że to kwestia dni ,bo dawki przeciwbólowe rosną a niedowład jest mocniejszy.
Modlę się za niego ,choć nie byłam w kościele od lat.
Mój partner nie ma siły go pożegnać ,widzę to. Będę musiała być sama ale tak chyba będzie najlepiej.
Dziękuję wam za ciepłe słowa...proszę pomyślcie o nas i pomódlcie się za mojego kociego synka i za mnie ,byśmy jakoś to przeszli razem.

laylla7

 
Posty: 403
Od: Czw lip 14, 2011 14:50

Post » Wto paź 04, 2011 18:44 Re: Mój kochany kot ma raka...

:( przytulam
Mały kociak szuka lokum na parę dni.

kotx2

 
Posty: 18414
Od: Wto sty 25, 2011 16:23
Lokalizacja: Zabrze

Post » Wto paź 04, 2011 18:54 Re: Mój kochany kot ma raka...

laylla7 - tak bardzo, bardzo mi przykro :cry: :cry:

Pięknie o nim piszesz ....

Płaczę razem z Tobą ... :cry:
Gdy cię znalazłam, nie wiedziałam, co z tobą zrobić.
Dziś nie wiem, co zrobię bez ciebie...
Marcel 7.10.2007 - 26.07.2021

kwinta

Avatar użytkownika
 
Posty: 7330
Od: Śro maja 21, 2008 20:47
Lokalizacja: Wielkopolska

Post » Wto paź 04, 2011 19:20 Re: Mój kochany kot ma raka...

laylla7
Pomodle sie za Ciebie, bo śmierc Twojego kociego przyjaciela będzie dla niego ulgą w cierpieniu.Na prawdę , nie wierze w dawki leku uśmierzających ból...Wiem jak cierpia ludzie umierajacy na raka, wiem co mówili, kiedy faszerowano ich lekami...Krzyczeli z bólu po kilka dni nim umarli...Pracowałam kiedys w hospicjum...Dlatego my mamy tą możliwość zabrania kotu cierpienia w odpowiednim momencie...Człowieka niestety nie można "uśpić"... :(
Przytulam Cie mocno, mocno...
BOZENAZWISNIEWA
 

Post » Śro paź 05, 2011 9:54 Re: Mój kochany kot ma raka...

Dziś w nocy Bilbo zdecydował ,że to jeszcze nie czas.Obudził mnie o szóstej ,bawiąc się w berka z naszym cztero-miesięcznym norweskim leśnym.
Steryd zaczął działać ,Metakam działa.
Obydwa lekarstwa ,to świństwo ,wiem. Ale to świństwo da mu jeszcze troche pożyć.
Każdy dzień z nim ,jest nagrodą.
Widze ,że go nie boli. Rano siedział już w zlewie ,jak za dawnych czasów.Prosił ,żeby puścic mu wodę.
Później zachlapał pół łazienki i "zabił" wielkiego szczura z IKEI.
Łobuz.
Najlepszy kot.

laylla7

 
Posty: 403
Od: Czw lip 14, 2011 14:50

Post » Śro paź 05, 2011 10:25 Re: Mój kochany kot ma raka...

:)
BOZENAZWISNIEWA
 

Post » Śro paź 05, 2011 10:44 Re: Mój kochany kot ma raka...

oby jak najwięcej takich dni - spędzonych razem, bez bólu i lęku :ok:

tylko tego mogę życzyć - nigdy jeszcze nie przeżywałam odejścia zwierzaka i nawet nie chcę sobie tego wyobrażać - już samo wyobrażenie wystarczająco boli... :cry:

będziemy Wam wszyscy towarzyszyli myślami - może to będzie choćby minimalnym wsparciem w cierpieniu :(

joluka

 
Posty: 4844
Od: Nie gru 30, 2007 16:51
Lokalizacja: Warszawa Wawer

Post » Śro paź 05, 2011 11:02 Re: Mój kochany kot ma raka...

Oby takich dobrych dni było jeszcze jak najwięcej :ok:

Bazyliszkowa

Avatar użytkownika
 
Posty: 29533
Od: Wto sty 31, 2006 15:47
Lokalizacja: Warszawa

Post » Śro paź 05, 2011 11:03 Re: Mój kochany kot ma raka...

joluka pisze:będziemy Wam wszyscy towarzyszyli myślami - może to będzie choćby minimalnym wsparciem w cierpieniu :(

:ok: :ok: :ok:
Obrazek

pisiokot

 
Posty: 13011
Od: Śro maja 03, 2006 15:37
Lokalizacja: Łódź

Post » Śro paź 05, 2011 12:00 Re: Mój kochany kot ma raka...

Dziś jedziemy jeszcze do jednego weterynarza ,potwierdzić diagnozę i plan leczenia paliatywnego.
Na dzień dzisiejszy Bilbo w super stanie.
Ładnie zjadł,teraz śpi na swoim ukochanym hamaczku. Tyle w nim życia dziś bylo,kiedy ganiał za naszymi dwoma innymi kotami ,że nie wierzyłam ,że to kot śmiertelnie chory.
Już raz wywinął sie śmierci i wiem,że będize od niej uciekał ,jak najdłużej.
Jest młody ,chce zyć.
Chcę sie bawić i wydawac ten śmieszy odgłos ,który robi większośc kotów ,widząc ptaka ,czy muchę. Wczoraj wieczorem ,kiedy leki zaczęły działac ,polował na ćmę.
Warga mu lekko drżała i szczękał zębiskami.
Jest taki pocieszny ,kiedy to robi.Wielki,włochaty kocur ,zachowujący się jak malutki koteczek ,mówiący"daj ,daj mi koniecznie tę ciemkę ,musze,musze ją mieć" (normalnie jestem pewna ,że gdyby potrafił mówic ,tak własnie by do nas gadał ;) .

Wasze wsparcie i ciepłe myśli o nas są nieocenione.
Dają mi siłę.
Czytam historie innych kotów i łezka mi się kręci.
Mam ochotę objąć i przytulić każdą kociarę ,która straciła swoje kocie dziecko.
Tak bardzo jestem przejęta każdą ,każdziutka smiercia.Odejściem ukochanego kota.
Chciałabym wyciągnąć z tego cierpienia i choroby jakąś lekcje ,która daje mi mój kot.
bo cierpienie dla samego cierpienia nie ma sensu.
Zawsze jest jakaś ukryta lekcja.Powoli wydaje mi się ,że wiem ,jaka jest dla mnie.
wierzcie mi ,mój Bilbo tak bardzo mnie uczłowieczyl i uwrażliwił ,jak żaden inny człowiek i wydarzenie w moim zyciu...

Pragnę bardzo,bardzo podziękować Kociamie,która napisała niezwykle wzruszające i podnoszące na duchu listy do mnie.
Kochana ,dziś wieczorem odezwę się.
Teraz zbieramy się i jedziemy do weta(bez kota ,nie ma sensu go teraz wozic i stresowac ,pokażemy tylko zdjęcia rtg)

laylla7

 
Posty: 403
Od: Czw lip 14, 2011 14:50

Post » Śro paź 05, 2011 12:32 Re: Mój kochany kot ma raka...

laylla7 pisze:Zawsze jest jakaś ukryta lekcja.

To prawda.
Mój Pisiek był dla mnie wielkim Nauczycielem w wielu sprawach. Otworzył mi drzwi do świata kotów, nauczył je rozumieć i mądrze się komunikować. Uwrażliwił i pokazał mi moje miejsce w tym świecie. Sprawił, że nie potrafiłam już sobie wyobrazić domu, życia - bez kota.
Gdy odszedł, było wiadomo, że to dopiero początek naszej kocio-ludzkiej drogi i że mamy coś do zrobienia dla kociej społeczności.
Puste posłanko Pisia zajęły dwa koty, dwa bidoki z łódzkiego schroniska.
Nawiązany przy adopcji kontakt z wolontariuszką schroniska zaowocował moim zaangażowaniem się w pomoc kotom schroniskowym. Zaczęłam tam jeździć, pomagać. Jako wolontariuszka poświeciłam schroniskowcom serce i czas przez ponad dwa lata, wzięliśmy z TŻ-em w tym czasie kilkanaście tymczasów, którym znaleźliśmy dobre domy. Kilka kociastych zostało z nami, bo nie potrafiliśmy się z nimi rozstać i teraz mieszka z nami siedmiu kocich przyjaciół. Nasze życie, my sami, bylibyśmy innymi ludźmi bez naszych kotów, bez tej wspaniałej gromady. O wiele, wiele uboższymi o te wszystkie emocje, radości i wzruszenia, które towarzyszą wspólnemu ludzko-kociemu życiu.
Nie byłoby tego wszystkiego bez Niego.
Obrazek

pisiokot

 
Posty: 13011
Od: Śro maja 03, 2006 15:37
Lokalizacja: Łódź

Post » Śro paź 05, 2011 19:20 Re: Mój kochany kot ma raka...

Laylla7 popłakałam się czytając o Twojej miłości do kota i rozpaczy, że nie da się go uratować.
Równo trzy tygodnie temu umarła moja ukochana kotka, również na raka :cry: Wszystko co piszesz o swoim kotku, mogłabym odnieść do niej, słowo po słowie. Nazywałam ją aniołem w kocim futerku. Dlatego Twoje przeżycia są mi tak bliskie.
Bardzo Ci współczuję.
Moja kicia też dostawała sterydy i metacam. Czuła się po nich tak dobrze, że nie mogłam uwierzyć, że jest bardzo chora. Nawet złapała ćmę, jak Twój kotek. Ale zdjęcia pokazywały przerzuty w płucach, które i tak były już skurczone i kotu groziło uduszenie. Do tego doszło gigantyczne zaparcie i drżenie kończyn spowodowane prawdopodobnie naciskiem nowotworu na nerwy.
Wiem, że postarasz się, żeby Twój kotek odszedł spokojnie w domu. Mi nie było to dane, choć planowałam inne rozwiazanie. Jestem w rozsypce kiedy o tym myślę bo żałuję, że w tych ostatnich chwilach zaufałam wetowi (długa historia) :(
Odchodzenie ukochanego zwierzątka jest traumą, zwłaszcza w takich okolicznościach. Pochowałam już trójkę futerek. Z każdym z nich łączyła mnie niezwykle silna więź. Jedyny argument, który mnie pociesza to ten, że bardzo kochałam swoje zwierzaki i one wiedziały, że jestem po to, żeby je uszczęśliwiać i nigdy im tego nie odmówię. Okazywały mi zresztą swoją wielką kocią miłość.
Wspieram Cię bardzo mocno, choć tylko wirtualnie. I mam nadzieję, że Twój kotek, kiedy nadejdzie jego pora, odejdzie w poczuciu bycia bardzo kochanym zwierzątkiem.
A że będzie go brakować... :( to zupełnie zrozumiałe.
Do tej pory zasypiając mam wrażenie, że moja pierwsza kicia za TM gramoli się na kołdrę, drugi kotek będzie szalał goniąc stopy pod kołdrą a trzecia, ta która odeszła niedawno, obudzi mnie delkatnie łapką, bo kto to widział, żeby tak długo spać i kota nie pogłaskać. Tęsknię za nimi wszystkimi.
Napisz proszę co powiedział ostatni wet, który oglądał zdjęcia.

Misiowa

 
Posty: 168
Od: Wto maja 25, 2010 17:27

Post » Śro paź 05, 2011 20:35 Re: Mój kochany kot ma raka...

Misowa ,Kochana ,tak mi przykro z powodu Twojej straty...
Boże ,tyle osób traci swoje ukochane koty .Tak trudno się z tym pogodzić.

Ostatni wet potwierdził diagnozę-rak kości w kręgosłupie.Ale ponoc zdjęcie cudem uchwyciło tego raka. Mało doświadczony weterynarz nie zrobiłby takiego rtg dobrego.
Na jednej fotce widac skorupiaka ,na drugiej nie.
Tylko dla pewności jedziemy do jeszcze jednego ,który wręcz prosił o spotkanie ,bo robił Bilbo miesiąc temu rezonanas magnetyczny na którym raczyska jeszcze nie było widać.
Tylko jakis niepokojący cień się pojawił.

Misiowa ,jaki rodzaj nowotworu miał Twój koci skarb?
Też to samo?
Nasz kocio tez ma zaparcia i niedowład łapek.
Nie chce nawet mysleć przez co przechodziłaś.
Przytulam Cię bardzo mocno i łącze się bólu.
Losy naszych kotów są bardzo podobne.Nawet ta głupia ćma...
Obys już nigdy nie musiała przechodzić .Oby Twoje koty odchodziły w późnym wieku ,szcześliwe i nie schorowane.

Jeśli moge cie o cos zapytać-ile trwała choroba Twojej koteczki?
Czy długo brała sterydy i Matacam?


Piokot ,jesteś jedna z nielicznych osób ,która śmierc i cierpienie zwierzęcia ,przekuła w cos wspaniałego.
Dla takich ludzi należą się brawa na stojąco.
Twój kot dał Ci wspaniała lekcję.

laylla7

 
Posty: 403
Od: Czw lip 14, 2011 14:50

Post » Śro paź 05, 2011 20:46 Re: Mój kochany kot ma raka...

Nie kocia historia ale bardzo świeża dla mnie.
Dwa lata temu w lipcu okazało się ,że moja 12letnia suka ON ma raka kości.
Niestety choroba rozwijała się błyskawicznie.Mimo podawania coraz większej ilości leków przeciwbólowych pies cierpiał.W połowie września musiałam podjąć decyzję o uśpieniu jej.
Nie miała już siły chodzić,jej oczy już nie były bursztynowe....chciałam aby już nie cierpiała.

luty-1

 
Posty: 1147
Od: Nie lut 21, 2010 19:19
Lokalizacja: już nie Konstancin

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Google [Bot], Lifter, zuza i 847 gości