Kochani, kolejna trudna sprawa...
Parę dni temu dowiedziałam się od "znajomej znajomych znajomych", że wrócili po wakacjach do domu i ich 3-letnia kotka "zdziczała". Tak bardzo "zdziczała", że pogryzła ich dziecko, oni się przestraszyli, bali się wyjść z pokoju i wezwali Ekopatrol. Kotka trafiła do dyżurnej dzielnicowej lecznicy na obserwację. Pod kątem wścieklizny.
Lecznica dostała informację, że jeśli kotka nie będzie chora na wściekliznę, to skoro jest dziką kotką, należy ją wypuścić na osiedlu, z którego ją przywieziono.
O tych ludziach nawet nie chcę myśleć. Podobno nie przejawiają żadnego zainteresowania swoją kotką i nie mają zamiaru się zainteresować.
Koteczka w lecznicy na początku się rzucała na klatkę. Szybko jej przeszło, teraz mizia się do personelu, wywala brzuch do głaskania. W czasie "formalnej obserwacji" przeszła rujkę. W piątek muszę ją odebrać z tej lecznicy, zawiozę do Boliłapki na sterylizację. A co dalej? Kto zechce pomóc, dać jej spokojne miejsce i szansę na nowe życie?
No, i jeszcze jedna sprawa jako pokłosie weekendowego pikniku. W okolicy Sokołowa/Hajnówki jest opuszczona posesja - opuszczona, bo mieszkająca tam starsza pani trafiła do szpitala i może z niego nie wrócić.

Z domu na podwórko trafiły kociaki. Podobno lipcowe. Podobno nikt ich nawet nie karmi. Dorosłe koty "gdzieś" się rozeszły.
Jutro rano tam jadę (ciekawy sposób na wykorzystywanie urlopu, prawda?

), może uda mi się wyłapać te koty. Ktoś chętny na maluszki?
