Po weekendzie u nas bez zmian. Dalej trójeczka kotów bryka nam po domu.
Lilu jest coraz bardziej miziasta. Jeszcze potrafi brykać spłoszona ale oprócz tego można ją głaskać i głaskać.
Kleo i Kostek to dziwna sprawa - oboje uwielbiają głaskanie. Jak się zacznie to miziają się cudnie i mruczą. Ale oboje są płochliwi.
Kostek jest spokojnym kotkiem, dużo czasu śpi pod łóżkiem. W piątek miał przykrą przygodę. Odpadł mu strupek na tej urwanej łapce. Krew się lała, bardzo musiało go boleć bo płakał. Jechaliśmy do weta na sygnale bo myślałam, że coś poważnego się stało. Mały dzielny kocurek zniósł to wszystko mężnie. Żeby jeszcze był odważniejszy.
Kleo to wielki miziak ale łatwo się płoszy kiedy lata po domu. Jak leży i się do niej podejdzie to można godzinę ją miziać. Jest przeurocza - długa i chuda

Te kotki potrzebują cierpliwej i wyrozumiałej osoby. Nie kogoś kto oczekuje że kot ma być miziasty, na rączki. Kogoś kto doceni godzinę leżenia na łóżku z kotami, które mruczą jak traktory. I zrozumie kiedy kot czmychnie nagle spłoszony. I nie będzie miał o to żalu ani do kota ani do mnie.
Nie wiem czy takie kotki mają szansę na dom. Czasem dla pocieszenia przypominam sobie historie o ludziach którzy właśnie takie koty chcieli adoptować. Takie troszkę trudne. I te koty w domach stałych rozkwitły i wiodą szczęśliwe życie ze swoimi ludźmi. Mam nadzieję, że ta trójeczka też takich ludzi spotka. Takich którzy przyjmą je takimi jakim są. Pozwolą im żyć własnym rytmem. I że będzie im razem dobrze - i ludziom i kotom.