Wiesz kwestia opieki nad dzieckiem to jest trudny temat dla każdej mamy, tym trudniejszy, kiedy jesteś samotną matką.

Ja zaczęłam szukać pracy jak Zuzia miała pół roku, bo miałam szczęści trafić na półroczny macierzyński. Pracy szukałam przez rok, znalazłam kiedy Zuzia miała troszkę ponad rok - poszła do żłobka. Jak mała miała 2 latka rozstałam się z jej ojcem i zostałam sama z kredytami (w tym mieszkaniowym), choć trzeba powiedzieć, że wcześniej on też nie bardzo partycypował w tych kosztach - niby miał remontować mieszkanie, ale... tak za dużo to nie zrobił, dopiero jak się wyprowadził i wzięłam się ostro do roboty, udało się coś w tym kierunku zdziałać. Podjęłam pracę, która wymagała ode mnie przebywania poza domem przez trzy, cztery dni w tygodniu - jeździłam po całej Polsce - musiałam dużo zarabiać, żeby wykaraskać się z długów. W tym czasie dzieckiem zajmowała się moja mama. Tęskniłam okropnie, wiele nocy przepłakałam, bo nikogo nie obchodziło, że moje dziecko np. zachorowało, albo, że rośnie bez matki - ja miałam długi, musiałam utrzymać córeczkę i dom. W tym czasie nie dostawałam żadnych alimentów - dopiero kilka lat później, przy rozwodzie, zostało mi przyznane aż 250 zł, no, bo ja pracuję i zarabiam bardzo dobrze (nikt się nie zastanawiał jakim kosztem

), a tatuś bezrobotny biedaczek.

Ale udało się

Dzisiaj mam śliczną, zdrową (na ogół ) dziewięciolatkę, spłacone mieszkanie, prawie wyremontowane (jeszcze skończę kuchnię) zero długów; wszystko to osiągnęłam sama, dzięki własnej pracy, choć zajęło mi to parę lat. Owszem, trochę żałuję tych pierwszych lat życia Zuzi, których nie obserwowałam tak intensywnie jak bym chciała, ale nie miałam innego wyjścia, a teraz nasze życie jest w miarę unormowane i o ile nic się nie stanie nieoczekiwanego z pracą, to mogę się czuć bezpiecznie. Tego samego życzę i tobie, choć wiem, że przed wami trudne chwile... Pewnie to co powiem teraz wyda wam się tak oczywiste, że aż głupie, ale ja do momentu, aż zderzyłam się z rzeczywistością nie do końca sobie to uświadamiałam; nie jest sztuką urodzić dziecko - (to potrafi każda kotka), nawet jeśli miało się problem z zajściem w ciążę (jak ja i joarkadia). Sztuką jest je wychować, stworzyć mu bezpieczny dom i godne warunki życia, w czasach kiedy tak trudno jest o dobrą pracę, kiedy możesz liczyć tylko na siebie... No ale jak się powiedziało "a"...

dasz sobie radę - matki tak już mają
