No to walk pieczarkowych ciąg dalszy - Lucek mało mnie nie zjadł

a Kropka obsikała mi nogi

, siedzi teraz pod łóżkiem i stygnie z traumy. Ale kapsułka przykleiła się jej do jęzora i nie wypluła

. Biedna w sumie jest, zestresowana, ale nie mogę pozwolić, żeby pieczarki rozgościły się na nie na dobre ...
No i jeszcze jedno wydarzenie - wczoraj właśnie upłynęły 2 lata jak zostałam DT

. Drugi rok był zdecydowanie bogatszy w doświadczenia, te dobre i te złe ... opieka nad nerkowym kotem, pierwsze zwroty z adopcji, w tym 1 z Sopotu

- dzięki Mrkevka

dobrze się skończyło - pierwszy kontakt z pp, operacja i śmierć Gołąbki

- pierwszy tymczas za TM, pierwsza walka z grzybem ... ale najważniejsze, że dalej się kręci. Nie załamałam się i nie czuję zniechęcenia, mimo, że nie zawsze jest łatwo. Nie zawsze robi się to, co by się chciało - robi się to, co można, w danych warunkach i z danym możliwościami. To mniej niż ideał ale więcej niż gdyby nie robiło się nic.
Żal mi Małego Kota - upłynęły już 2 miesiące

- bałam się, że załamię się i odechce mi się wszystkiego. Nie odechciało - dla niej nie mogłam już zrobić nic, ale mogę wciąż dla innych

.