Musiałam sie położyć choć na chwilkę bo mi mózg odmawiał wspólpracy.
Żuczek jest i żyje.Wet daje mu 50% szans na przeżycie. To dużo. O drugie 50 będziemy walczyć.Mimo,że nie kazano nam się cieszyć. Bardzo mocno umiarkowany optymizm.
Mały prawdopodobnie nie ma wady jakiejś tam uniemożliwiającej załatwianie się.Powiedziane było fachowo i z użyciem mądrych słów.A ja mocna w rozumku nie jestem .Dodatkowo mały sie darł.Prosto, po blondyńsku mówiąc gdyby była wada on by wyczuł bo zapalenie prostnicy (?) i zatrucie kałem by było. A nie ma.Czy dobrze zrozumiałam to już inna sprawa.Żuczek jest mocno osłabiony .Temp 37, a waga 430.Jak jechaliśmy słaniał sie i nie mógł ustać. Jednak przez czas pobytu u nas przytył.Pokazała sie na odmianę biegunka po przepchnięciu termometrem. Wszedł on z oporami ale wlazł. Co nam i innym sie nie udawało.Coś po tym ruszyło w goownianym interesie.
Żuczek ma zapalenie jelit i jak napisałam rokowania są mocno ostrożne.Jest za maleńki.I za słaby. Ale będziemy go namawiać do życia na tym świecie. Mamy dawać kroplówki dożylne ok 4 razy dziennie+ antybiotyk 2x i nifuroksazyd. Jedzenie bez zmian. Kał do zbioru (dożynki

) i we wtorek wizyta kontrolna.
Leży teraz na podusi i podkładzie.Ledwo chodzi z kukiełką na łapci ,ale daje sobie radę.Ma włożony wenflon.Podjada.
Kochani,wiem ze chaotycznie i nie fachowo przekazane.Ale konkluzja jest taka,że jeszcze jest nadzieja. Choć jak wychodziliśmy padło "za bardzo do niego się nie przyzwyczajajcie"
Aha, badania krwi pokazały że nie jest tak źle.
Mały w lecznicy darł ryja w niebo głosy. Wszystkie kocie anioły zostały zaalarmowane,że krzywda mu się dzieje.TŻ dał nogę by synusia jęków i męki nie oglądać.Pokazał się jak już w miarę do normy wróciło.Oczywiście z dobrymi uwagami.
Nowy jakby lepiej.Kupale jakby ładniejsze.Jeśli można to tak określić.
Budowlańce ok.Głodniejsze od reszty. Popiołek został złapany jak w wielkiej misce chrupek ...siusiu próbował zrobić.

Promocyjnie fajny suchy żwirek mu się pod dupinę dostał. Pokićkało się w małej łepetynie od luksusu.