
Zły moment wybrało bo w kuchni mieszka chwilowy, też niezbyt zdrowy tymczas na obserwacji...
Kocina to koteczka, na oko jakieś sześcio - ośmiotygodniowa, ciężko ocenić bo zafafluniona na maksa, zarobaczona tak że w chudym brzuszku jelita jak sznurki a futerko brzydkie.
W chwili znalezienia na pyszczku była maska z zaskorupiałej ropy, tak jak na zdjęciu wyglądała malutka po oczyszczeniu.
Kociak lazł taki ślepy, puszczając bąble z nosa.
Wylazł z rowu.
Skąd się tam wziąl - tego pewnie się nigdy nie dowiemy.
A teraz mieszka w mojej kabinie.
Na razie jest leczony, dostaje antybiotyk, leki przeciwzapalne, został odrobaczony łagodnie, odpchlony.
Na leczenie zareagował spektakularnie - nosek już czyściutki i oddech ładny, oczy zapyziałe ale też lepsze.
Nawet ustąpił dziwny objaw który mnie zadziwił w pierwszym momencie - kociakowi z ucha lała się ropa, ale taka żywa, świeża, jak z ropnia. Po prostu ciekła.
Ale wylało się co miało wylać, w uchu nic nie widać, na tą chwilę wygląda ucho normalnie.
Teraz Zosia leży rozwalona na całą długość na termoforze w kabinie i zdrowieje

A ja rozpoczynam szukanie domu dla tego słodkiego, bardzo proludzkiego kociaka.