Naszej Szyleńki już z nami nie ma - pomogłyśmy jej odejść i była to chyba najtrudniejsza decyzja, jaką przyszło nam podejmować.

Szyluniu, kochanie, już nic nie boli... [*][*][*][*][*][*]
Do mniej więcej ósmej rano było ok - malutka była słaba, ale ładnie przetrwała noc z temp. 38st bez podgrzewania. Nagle zaczęła jakoś dziwnie pomiaukiwać, ale myślałam, że woła nasze koty, bo była bardzo towarzyska i na sam ich widok mruczała i je zagadywała. Szybko uświadomiłam sobie, że chyba coś ją boli, bo pojękiwała, a temperatura znowu spadła, stwierdziliśmy też żółtaczkę. Wizyta u weta niewiele dała: Szyleńka dostała nowy antybiotyk, środki przeciwbólowe, kroplówkę z Duphalite + witaminy. Rokowania b.b. ostrożne, ale jeszcze nie dramatyczne. Wróciliśmy do domu i zaczął się koszmar - leki przeciwbólowe przestały działać b. szybko, Szylcia zaczęła nam miauczeć z bólu, nie udało się podnieść temperatury mimo nagrzewania, malutka uciekała z poduszki, nie była w stanie utrzymać się na łapkach, całkiem zżółkła... Z drugiej strony miałyśmy z Asią nadzieję, że może wątroba jakoś się zregeneruje i trudno było małą pozbawić ew. szans na życie, tym bardziej,że była przytomna. Ok.14:30 zaczęły się pierwsze problemy z oddychaniem... na 16:00 pojechałyśmy do lecznicy na Conrada, do p.Ani, chciałyśmy wiedzieć, czy Szyleńka ma jakiekolwiek szanse, czy jedynym wyjściem jest skrócenie cierpień. Okazało się, że wątroba jest gigantyczna, do tego stopnia, że poprzesuwała narządy wewnętrzne. Maleńka usnęła spokojnie, wiedząc, że jest naszym kotem i że jest b.b. kochana. Poprosiłam ją, żeby wróciła w innym futerku, jeśli będzie chciała. Usłyszała wszystkie te słowa, których nie zdążyłam powiedzieć Honorci dwa lata temu...
Będzie miała sekcję, bo chcemy wiedzieć, co tak naprawdę ją zabiło (p.Wet sugerowała wadę genetyczną - mała praktycznie wcale nie rosła, wyglądała na 2 miesiące, mimo że miała ponad trzy). Potem pochowamy ją razem z Honoratką. Mam nadzieję, że się spotkały i brykają razem.
Tym sposobem miałam swoją wymarzoną tricolorkę, szkoda, że tylko przez niewiele ponad dwa tygodnie
Do zobaczenia Szyluniu, kochana kocia dziewczynko, byłaś b. b. dzielna, a my nigdy Cię nie zapomnimy. Kochamy Cię mocno! Czekaj na nas... [*][*][*]
Siedzę i płaczę, ale wiem, że zrobiliśmy wszystko co można było, by ją uratować, a decyzja o uśpieniu była słuszną decyzją.
Asieńko, jeszcze raz b. dziękuję, że z nami pojechałaś i że namówiłaś mnie, żeby to p. Ania przeprowadziła zabieg. Była b. delikatna i malutka nie cierpiała