» Nie wrz 25, 2011 12:38
Re: Alergia na kota i oczywiście kot
I oto mój pierwszy post na forum po długim i częstym przeglądaniu różnych wątków.
Niestety jest duże prawdopodobieństwo, że alergia dotknęła i mnie. Ale od początku:
5 września na torach pod Warszawą matka mojego chłopaka znalazła kociątko. Z racji, że następnego dnia były jego urodziny, chłopak dostał wymarzony prezent (po mieszkaniu przez całe życie z kotem zamieszkał w centrum Warszawy, gdzie zwierząt nie miał) - Behemotha.
Małe to, czarne, trafiło też w moje ręce, kiedy chłopak wyjechał po tygodniu od otrzymania kota na praktyki zawodowe i nie miał kto się nim zaopiekować. Już wtedy wyczułam, że coś jest nie tak - pokasływałam i miałam katar, ale wiadomo jaką mamy pogodę za oknem, a ja byłam po tygodniu ciężkiej pracy nad wprowadzeniem się do nowego mieszkania, byłam więc pewna, że to przeziębienie. Połykałam trochę leków na odporność, po tygodniu oddałam kota z powrotem do mieszkania mojego chłopaka gdzie został... aż do przedwczoraj. Tomek - w wyniku kłótni z ojcem - musiał wrócić do mieszkania matki, pod Warszawę. A że tam poza agresywną w stosunku do innych kotów kocicą jest też pies, królik i gryzonie w klatkach, mało realną była przeprowadzka Behemotha razem z T.
Kot trafił więc do mnie. Przez pierwszy dzień nie było problemu, drugiego zaczął swędzieć mnie nos i miałam lekki katar, dziś zaś obudziłam się, pokasłując, ciekło mi z nosa i trochę piekły mnie oczy. Szczęściem akurat znalazłam u siebie w apteczce Zyrtec i łyknęłam, oczy zakropiłam Starazolinem, objawy ustąpiły. Ale co dalej?
Alergiczką nie jestem, a jedyne tego typu objawy mam przy kontakcie kwiatów rzepaku ze skórą (wiem, dziwna reakcja), wtedy wyskakują bąble i wysypka. Od dziecka w domu miałam jakieś zwierzę, chociaż nigdy kota i problemów nie było. Z kotami mieszkałam zaś co parę miesięcy przez tydzień, dwa, najdłużej około dwóch miesięcy - i to z kotami domowymi (dwa dorosłe, z czego jeden identyczny jak mój Behemoth), i z biegającymi luzem po ogrodzie siostry (swego czasu trzy). Nigdy nie miałam żadnych problemów z kocią sierścią, a po cotygodniowych wizytach u przyjaciółki zawsze wracałam cała w kłakach jej kocicy...
Moja siostra, wręcz przeciwnie - ma alergię na wszelkie pyłki, roztocza, kocią sierść i przede wszystkim - na pleśnie (to zabawne, bo mieszka pod lasem); matka zaś jest uczulona na orzechy i wszelkie ziarna (słonecznika, sezamu), wiórki kokosowe; dzięki czemu przypadkiem jedno opakowanie Zyrtecu znalazło się u mnie. Na jakiś czas wystarczy, nie wiem co robić później.
Czy możliwe jest, że to alergia tymczasowa, dopóki kocię nie będzie miało normalnej, twardej sierści (teraz przypomina ona bardziej puch)? Może problem leży w mojej mocno osłabionej odporności? Dodanie drugiego kota jest na razie niemożliwe - ledwie przekonałam właściciela mieszkania, które wynajmuję, żeby tymczasowo przejąć malucha, ale możliwe że za parę miesięcy chłopak i Behemoth zamieszkają ze mną na stałe. Wtedy może od następnego roku mogłabym wziąć nowe kocię do siebie. Ale co robić do tego czasu?
U lekarza jeszcze nie byłam i do grudnia nie mam możliwości pójścia (dopiero wtedy będę w rodzinnym mieście). Matka jest pielęgniarką, więc mam zapewnioną telefoniczną opiekę medyczną w razie wysypek czy problemów - informacje o lekach, sposobach leczenia, wszystko otrzymuję od wykwalifikowanej osoby.
Kota nie zamierzam oddawać, bo wolę przemęczyć się teraz, choćbym miała nabawić się astmy, póki jestem młoda i są to początki mojej alergii, bo za kilka lat i tak przyjęłabym pod swój dach jakieś miauczące czworonogi. A wtedy leczenie się mogłoby być naprawdę uciążliwe i uniemożliwiające pracę. Dodatkowo - jestem fotografem, więc kot nie ma jedynie funkcji mojego 'dziecka', które kocham, ale również pomaga mi w szkoleniu zawodowym jako 'żywy element moich artystycznych wizji'.
Nie mogę też Behemotha wyrzucić z sypialni - mieszkanie jest małe i pokój, w którym śpię jest również pokojem dziennym, w którym kot się bawi. Śpi ze mną lub na fotelu obok łóżka, bo nie potrafię odmówić małej miauczącej kulce kawałka miękkiej powierzchni - wiecie, jak to jest.
Objawy nasilają się, kiedy Mothek śpi na moich kolanach i jest przeze mnie głaskany, zaś nie mam problemu kiedy np. śpi mi na karku lub obok mnie. Bez problemu sprzątam kuwetę. Mocniej kicham przy podawaniu mu jedzenia (nawet kiedy on jest poza kuchnią). Może to wina konserwantów dodawanych do żarcia w saszetkach, a nie kota? A może moje objawy są typowe dla czegoś, co kot przenosi w sierści? Czy jest szansa, że przy ciągłym przebywaniu i częstym głaskaniu kota, inwazyjnie uodpornię się na alergeny tylko przy jednym kocie?
Może macie jakieś porady, które pomogłyby mi zmierzyć się z kilkoma miesiącami spędzonymi z uczulającym mnie kotem? Kiedy odstawić tabletki? Co ile przecierać kota szmatką?
Dodatkowo - niedawno byłam u piercerki i od kilku dni mam gojące się rany z kolczykami. Czy kot i alergia na niego może jakoś wpłynąć na gojenie się tego? Zaznaczę, ze kolczyki są na twarzy, z którą kot ma styczność, kiedy zasypiamy...
- Marchew.
Nawet najmarniejszy kot jest arcydziełem natury - Leonardo da Vinci.