» Sob wrz 24, 2011 19:24
Re: Punia- [*]
Dzięki za wszystkie wyrazy współczucia.
Moja mama dzisiejszą noc spędziła jeszcze z Punieczką. A dziś była z moim bratem na działce, gdzie Punieczka została zakopana w skrzyneczce pod świerkami. Gdy jest w śród ludzi, jakoś sobie radzi, gdy jest sama płacze.
Do mnie jeszcze nie dociera, bo ja jestem gdzie indziej. Do mnie dotrze, gdy pojadę do mamy, stanę w drzwiach i nie wyjdzie mi na spotkanie rude cudo.
Wiem, że wielu krytykuje nas w duchu,że męczyłyśmy kota, że nie pozwoliliśmy mu odejść, gdy był na to czas, ze nie potrzebnie dostała virbagen.Ale gdyby go nie dostała, zawsze byłby niedosyt,że można było i może to mogło pomóc, że coś przeoczyliśmy, czegoś nie wykorzystaliśmy.
Ja chciałabym też napisać coś o sobie.
Gdy byłam kilkuletnim dzieckiem miałam rozlany wyrostek. Pogotowie był 3 razy i dwa razy lekarz twierdził, ze to angina. Za trzecim razem lekarz stwierdził, ze rodzice powinni przygotować się na najgorsze, bo to wyrostek rozlany.
Trzy dni byłam z rozlanym wyrostkiem. Gdy dotarłam do szpitala, okazało się, że nikt nie chce mnie już operować, bo ja właściwie już nieboszczyk. Temperatura powyżej 42 stopni. Czy mnie bolało? nie wiem, byłam nieprzytomna z temperatury.
Lekarze zastanawiali się, żeby zawieźć mnie z Wielunia do Łodzi do kliniki. Niestety nie przeżyłabym tej podroży na 100%.
Mój ojciec zmusił lekarkę do operacji. Operacja trwała 10 godzin. Perę dni później następna - kolejne 10 godzin. Jakaś śmierć kliniczna w między czasie. uratowano mnie jednak. Niestety twierdzono, że po tylu godzinach operacji i z taką gorączką, na pewno będę albo upośledzona, albo będę opóźniona w rozwoju.
Cóż jestem, żyje i jestem po studiach.
Dlatego moja mama jest uparta i często nie odpuszcza. Gdyby rodzice pozwolili, to pewnie bym dziś nie żyła. Dlatego moja mama walczyła o Punię do końca.