Wizyta u weta będzie chyb jutro. Dziś z pewnych względów wolę nie iść.
Niezbyt wygodnie mi się pisze, bo mała siedzi mi na karku. Od wczoraj wieczorem to ulubione miejsce odpoczynku dzidzi

Sama sobie wchodzi. Jak tak dalej pójdzie dostanę skrętu szyi.
Mama dziś rano postanowiła, że koty trzeba zacząć do siebie przyzwyczajać. Mała - jak stwierdziła kategorycznie - na pewno tęskni za matką, trzeba więc jak najszybciej wdrażać Melkę w nowe obowiązki.
Melka się nie poczuwa. Jasno wyraża swój wstęt do tego małego czegoś, co się w jej domu zagnieździło.
Spotkania wyglądają w sposób następujący: najp[ierw długotrwałe mierzenie się wzrokiem. Taki pojedynek - kto pierwszy mrugnie powieką, ten przegrywa. Potem Melka powli się zbliża. Z miną kota-zabójcy. Wreszcie dopada do małej, sycząc jak furiatka i waląc łapą (w powietrze

) Następnie szybkim krokiem oddala się na bezpieczną odległość.
O, teraz mam etolę z kota
To wtedy, kiedy mała się nie rusza, tylko spokojnie sobie siedzi. Ona rzeczywiście tak reaguje na atak - siada sobie, podkula łapki pod siebie i spokojnie się przygląda. Gorzej, kiedy się bawi. W Melce wrze wtedy krew. Nie no, na jej własnym terenie jakaś przyblęda JEJ zabawki rusza! W JEJ pokoju! I JEJ powietrzem oddycha! Następuje skok, syczenie, warczenie, pac łapą w powietrze i szybki odwrót. Pod fotel albo do pokoju mamy.
I teraz nie wiem - czy nie atakuje na poważnie, bo stoję nad nimi i czuwam, czy to tylko pokaz siły? Niedawno zrobiła wypad na wroga - kłusem ruszyła w stronę małej, po lekkim łuku, zbliżyła się do niej rzucając mięsem po czym zatoczyła kolejny łuk, tym razem oddalając się od obiektu ataku. Dalsze obelgi sypały się już zza szafki.
I tak wygląda na razie współżycie panienek z dobrego domu.
Czy u kogoś tak wyglądało dokocenie? Z taką dozą agresji i niechęci ze strony rezydenta? Czy jest szansa na przyjazne stosunki?
Niech mnie ktoś pooooooocieszy!
