Ależ dziś było szaleństwo...
Bo tak- rano zadzwoniła pani chętna na którąś z Tepsiakówek. Brzmiała nieźle, więc zaprosiłam na popołudnie. Zaznaczając, że proszę o punktualność, bo mam niewiele czasu i lekarz na mnie czeka. Pani miała przyjechać z bratem. I przyjechała. Spóźniona. W towarzystwie zakapiora rodem z najciemniejszych bałuckich zaułków. Dobra- adopcja Neo nauczyła mnie, że nie szata zdobi i tak dalej...*
Pani zdjęła ciemny okular i oczom naszym ukazało się dorodne, łapiące już zielonkawy odcień, limo
Dobrze, że TŻ był w domu, bo na widok tego duetu miałam przysłowiowy strach u tyłka.
Dobrze, że duet nie miał transportera, bo nie musiałam się głowić, co powiedzieć i w łeb nie dostać.
*Piotra- Dużego, który adoptował Neo- też się przestraszyłam Wielki, kudłaty, brodaty, wytatuowany. Artysta. I przemiły człowiek, dowcipny, oczytany...Neo go uwielbia, chodzi za nim krok w krok, brzucho wywala, buziaki daje. a facet pieje z zachwytu i smsy mi śle z podziękowaniem za takiego fajnego kumpla
