Piszę to, co wiem z własnego doświadczenia.Zgarnęłam z klatki biało-rude małe coś i przez jakiś czas było samo w domu.Kochana, spokojna kotka, Gucia, która się nudziła.Zaczepiała mnie, chciała się bawić, była namolna.Nie chciałam dać się namówić na drugiego, bo z jednym tyle zachodu.Błąd, dokociłam się szybko burą Melcią i moje problemy się skończyły.Nawet byłam na wczasach, a one zostały same, koleżanka przychodziła do nich raz dziennie.Z jedną by się nie dało.
Wierzę w felinoterapię.Moja córka, kiedy była mała chodziła do sąsiadów, gdzie był kot i całymi godzinami go głaskała.Instynktownie chyba czuła, że to jest jej potrzebne.Teraz jej mały synek, a mój wnuczek mieszka z czterema kotami, u mnie miał towarzystwo pięciu.Chłopczyk jest zdrowiutki.Na razie koty od niego uciekają, chociaż on je kocha, ale to jeszcze maluszek i może im zrobić krzywdę.Tylko moja Marusia wciąż była przy nim, pilnowała go, denerwowała się, kiedy płakał.Ignaś w dzień spał na materacu na podłodze i wtedy Marusia kładła się koło jego nóżek.Taki bodyguard.Nigdy żaden kot nie wskoczył do łóżeczka, kiedy dziecko w nim było, podobnie z wózkiem, zawsze jednak je zajmowały, kiedy były puste.
Zawsze wklejam zdjęcie Teksasa z malutką Marysią.To tak dla tych, którzy boją się,że kot zrobi dziecku krzywdę.Teksas był zgarnięty z działki, pojechał do DS, kiedy jeszcze Marysi nie było na świecie.Kochają się oboje bardzo.
