aniu bardzo, bardzo dziekuje za przelew na WA kropusia.
dodam że krop w królikarni spędził tylko noc. mali mali podopieczni gremliny i murzyny są przejęci z kliniki również, zabijało mnie chodzenie tam i robota u mnie. zresztą mi serce pęka gdy oddaję do kliniki moich podopiecznych. krop musiał im zwolnić królikarnię, którą wstawiłam za pomocą lalki i jej chłopaka na pięterko do garażu. JEST MASAKRA- SAME SPRZĄTANIE, SMAROWANIE IMMAVEROLEM MOICH GRZYBÓW, PODAWANIE KETOKANAZOLU TO 2 GODZ DZIENNIE

nie mam tam wody, muszę chodzić po wszytko do domu, do wielkiej michy wkładam kuwety, miski i myję w domu w wannie. to jest syzyfowa praca, nie do opanowania. jestem na wyczerpaniu. a dziś dostałam kolejne 2 koty- adopcja z maja. godz. 8.00 sobota dzwonek do drzwi- stoi para z 2 moimi kotami. koty już po 8 mies. nie wykastrow., nie wystwrylizow. nawet do mnie nie raczyli zadzwonić, zapytać czy dam teraz rade je przejąć, czy mam miejsce, czas. dobiło mnie to potwornie.coraz częściej rozważam rozwiązanie umowy z PKDT ale nie w celu zostawienia grupy czy odejścia- bo to jest cześć mojego życia i najdrożsi mi ludzie, tylko w celu pozbycia się natrętnych ludzi, którzy wykorzystują mnie, wyrzymają, wykręcają jak ścierkę, nachodzą dniami i nocami i traktują mój dom jako schronisko całodobowe. kocham koty nad życie- ale ludzie mnie zabijają swoim tupetem, bezczelością. na dodatek przynieśli mi koty w moim transporterze który im w maju pożyczyłam a oni nie raczyli oddać.
krop mieszka teraz w dolnej łazience i czeka na poniedziałkowy wyjazd ryśka- znów przejmie dolne mieszkanie.
taka mądra jestem- sądziłam że może damy go do stoczni pod opiekę dziewczyn z PKDT.....ale nie jestem w stanie tego zrobić. warsztat też odrzuciłam. więc nadal łudzę się na dom dla niego.