KROP-dożywotnio mieszka w hotelu, zbieramy na leki dla niego

skopiowałam z innego wątku Sabiny:

sabina skaza pisze:obecnie jeden nowy murzyn Kenzo i murzyn stary Makumba u Kasi czyli 2 (jeden wyadoptowany bambo) a jeden zaadoptowany przez moją bożenkę.
gremliny: gładek, beety brawn, samantha, longstar vel pluja u karoliny t, west side czyli 5 sztuk.
plus mały gizmo który wniósł mi grzyba i w efekcie uchował się tylko kenzo i gładek, których profilaktycznie smaruję immaverolem. reszta u kasprzyków - gdzie chodzę codziennie, nawet 2 razy dziennie bo pani dr mam chory kręgosłup. więc robię 2 kociarnie na dobę ech..................

krop wczoraj wylądował u weta i dziś wrócił po convenii do mnie ale do królikarni. chcemy go sprawdzić pod kątem trzymania na zewnątrz. kasprzykowie też juz nie mają siły go leczyć. za 2 tyg chcę mu sieknac zylexis.
nie mam go gdzie trzymać, zimy nie sędzi wszak w królikarni- myślimy o wypuszczeniu go na stocznię. tam koty mają domki, karmę, nadzór dzIewczyn. ale to ostateczność i serce mi pęknie jak do tego dojdzie.

muszę mieć dodatkową kociarnię na koty chore i z PKDT. mam chęć pracowac przy zwierzakach. ale nie ma na to funduszy. w hotelu nie trzymam już kotów z zewnątrz, ani małych. te które są będą już ostatnim rzutem. moge brac tylko takie jak alf i sznurek z domu, z kanapy- koty niechciane.\
jest pewna osoba która chce mi przekazać sporą sumę za wyadoptowanie jej 7 kotów (muszę je przejąć do hotelu do końca miesiąca)- a jeżeli dojdzie do transakcji ja chcę te pieniądze przekazać na fundację pod budowę kociarni w której będą umieszczane koty z PKDT.
jeżeli ta oferta nie wyjdzie- myślę że warto się zastanowić nad kupnem domku z drewna lub budową z funduszy z 1%, po wczorajszym ataku grzyba w hotelu- stwierdzam z bólem serca że więcej kotów z ulicy nie wezmę. przykro mi. nie mam warunków, nie mogę narażać kotów gości. BĘDĘ BRAĆ TYLKO ZDROWE KOTY Z DOMÓW!!!!!!!!!!!!

Wczoraj omawialam z wetem (ma specjalizacje w okulistyce) nt. brunatnego wycieku z oczek moich panien. Ropy nie ma, stanu zapalnego jakiegos tez nie widac (no moze delikatnie spojowka podrazniona), wet twierdzi, ze to moga byc zatkane kanaliki łzowe po przebytych infekcjach. Mozna je udroznic po uprzednio zrobionym specjalnym tescie na droznosc kanalikow, ale to zabieg pod narkoza.
Od razu pomyslalam o Kropie! Byc moze u niego jest ten wlasnie problem z oczkami.

Poradzil mi sprobowac z jeszcze jednymi kroplami Tobradex bodajze (mam problem z rozczytaniem recepty) - do zakrapiania po 3 x dziennie.

Krop znów u mnie od kilku dni, o dawce convenii zabrałam go od weta. nie miałam sumienia go tam trzymać. cały czas się modlę żeby zaakceptował moje koty- była by to dla niego szansa na dom. ale on jest uparty. już dogadałam się z doktorem że za 10 dni dajemy mu 3 dawki po kolei zylexisu. wygląda obecnie o niebo lepiej niż kilka dni temu. może jestem wariatką, ale proponował mi facet z chylonii przejęcie jakiegoś podopiecznego do warsztatu samochodowego na chylonii, była tam na zwiady maria kania. ogólnie nie było tragicznie- a ja go nie oddałam. całą noc zarwałam , nie spałam 1, 5 doby. byłam umówiona dziś z facetem na przekazanie jakiegoś mojego kota na 14.00 i w nocy dostałam pietra. miałam dylemat którego mu dać. palpitacje serca, setki przemyśleń- nie dałam żadnego.

aniu bardzo, bardzo dziekuje za przelew na WA kropusia.
dodam że krop w królikarni spędził tylko noc. mali mali podopieczni gremliny i murzyny są przejęci z kliniki również, zabijało mnie chodzenie tam i robota u mnie. zresztą mi serce pęka gdy oddaję do kliniki moich podopiecznych. krop musiał im zwolnić królikarnię, którą wstawiłam za pomocą lalki i jej chłopaka na pięterko do garażu. JEST MASAKRA- SAME SPRZĄTANIE, SMAROWANIE IMMAVEROLEM MOICH GRZYBÓW, PODAWANIE KETOKANAZOLU TO 2 GODZ DZIENNIE

nie mam tam wody, muszę chodzić po wszytko do domu, do wielkiej michy wkładam kuwety, miski i myję w domu w wannie. to jest syzyfowa praca, nie do opanowania. jestem na wyczerpaniu. a dziś dostałam kolejne 2 koty- adopcja z maja. godz. 8.00 sobota dzwonek do drzwi- stoi para z 2 moimi kotami. koty już po 8 mies. nie wykastrow., nie wystwrylizow. nawet do mnie nie raczyli zadzwonić, zapytać czy dam teraz rade je przejąć, czy mam miejsce, czas. dobiło mnie to potwornie.coraz częściej rozważam rozwiązanie umowy z PKDT ale nie w celu zostawienia grupy czy odejścia- bo to jest cześć mojego życia i najdrożsi mi ludzie, tylko w celu pozbycia się natrętnych ludzi, którzy wykorzystują mnie, wyrzymają, wykręcają jak ścierkę, nachodzą dniami i nocami i traktują mój dom jako schronisko całodobowe. kocham koty nad życie- ale ludzie mnie zabijają swoim tupetem, bezczelością. na dodatek przynieśli mi koty w moim transporterze który im w maju pożyczyłam a oni nie raczyli oddać.
krop mieszka teraz w dolnej łazience i czeka na poniedziałkowy wyjazd ryśka- znów przejmie dolne mieszkanie.
taka mądra jestem- sądziłam że może damy go do stoczni pod opiekę dziewczyn z PKDT.....ale nie jestem w stanie tego zrobić. warsztat też odrzuciłam. więc nadal łudzę się na dom dla niego.

Sabina przeczytałam Twóje ostatnie posty i chciałam powiedzieć,
że mam takie samo zdanie o ludziach, niektórych ludziach, którzy adoptują koty.
Traktują je jak rzecz, którą można w dowolnej chwili oddać.
Ogarnia mnie wtedy taka wściekłość i bezsilność zarazem, że zaczynam myślęć, by przestać pomagać...

Mocno trzymam kciuki za dom dla Kropa :ok:

tak marzę, by ktoś dał mu szansę...

Snilo mi sie dzisiejszej nocy, ze dla Kropusia znalazl sie dom...
Oby to byl sen proroczy!

KROP-dożywotnio mieszka w hotelu, zbieramy na leki dla niego

Kto przegląda forum