W weekend "ochrzciłam" nową kuchnię
Większość rzeczy nareszcie przeniesiona i jako tako zorganizowana - od wczoraj wszystkie posiłki już tu przygotowuję
Oczywiście jeszcze nie wszystko skończone ale resztę będzie TZ robił sobie swoim tempem czyli po kawałeczku weekendami i nie będzie to bardzo kolidować z normalnym życiem.
Pomalutku również będę znajdować i kupować brakujące drobiazgi - teraz czekam na zamówione krzesełko-hoker
Jak tylko dojdzie - zaczynam jesienne pitraszenie przy trzaskającym ogniu pod kuchnią kaflową

Chodzą za mną typowo jesienne potrawy: duszonki jednogarowe, bigos, sałatki warzywne z majonezem - no i jabłka czekają na zrobienie przetworów, ciast itd
Koty są zachwycone nowym pomieszczeniem i strasznie mi szkoda że za chwilę przenosimy się z nimi do takiego pokoju skąd nie będą miały dostępu do kuchni przez długie miesiące

A jak pomyślę o kurzu budowlanym który podczas remontu pomieszczenia obok będzie mi się do kuchni wciskał to mi słabo...
Dzisiaj za oknem pogoda okropna ... Kopytne smętnie snują się w błocie i mokną na wybiegu - ale jest szansa że obfocę rusałki bagienno-mulaste
