Dzięki dziewczyny za wsparcie - za mną dosyć ciężka noc. Koty, które są przyzwyczajone do tego, że śpią w kuchni i nie mają nocą wstępu do pokoju (mam uczulenie), które nie protestują zazwyczaj przeciwko takiemu traktowaniu, tylko ładnie śpią - każdy w swoim posłanku - całą noc drapały w drzwi i pomiaukiwały. Kuba wystraszony bez swojego pańcia spał z nami - ciasno było jak cholera, piesek dyszał mi prosto w twarz i popłakiwał sobie troszkę z tęsknoty, musiałam go miziać, żeby się uspokoił. Kiedy nad ranem udało mi się zasnąć - 5:30 pobudka i spacerek

no doooobra... jakoś mogę to przeżyć

Skubany usiadł obok i wbił we mnie wzrok wzbudzający poczucie winy, trzymając nos tak blisko mojej twarzy i wpatrując się we mnie tak intensywnie, że się obudziłam. Jak tylko otwarłam oczy dostałam soczystego całusa i Kuba wyraźnie powiedział, że sobie życzy siku.

Teraz za to Kuba koniecznie usiłuje się włamać do kotów, a Pompon usiłuje się wyrwać z ancla i dorwać Kubę

Ja zwariuję

Zaczynam rozważać opcję zorganizowania wieczorku zapoznawczego, bo nie wiadomo jak długo Kuba u nas będzie, a w takich warunkach żyć się nie da. Jak się nie dogadają, to nie wiem

rozejrzę się za hotelikiem? Tylko nie bardzo mnie na to stać

No, ale mam poważne obawy, że może dojść do niekontrolowanego zwarcia, (mam bardzo małe mieszkanie, a Kuba potrafi otwierać drzwi - to znaczy, czasem mu się udaje...) więc mam teraz weekend, żeby nad tym popracować, a jak się nie uda, to muszę szukać hoteliku.

Biedny Kuba; on się tak denerwuje, a przecież nas zna - co to będzie w hoteliku?

Nie wiem też jak rozwiążę problem spacerków, bo rano i wieczorem, to nie ma sprawy, ale Kuba nie wytrzyma do wieczora bez popołudniowego spaceru, a wtedy, to ja jestem w pracy. Zuzia jest za mała, żeby dostać klucz. Z nią też będę miała kłopot, bo nie ma jej kto odbierać ze świetlicy, no ale tu już trudno -będę musiała się urywać z pracy, żeby ją przed 17 odebrać ze świetlicy, ale dla Kuby 17 to za późno, a ja wcześniej wrócić raczej nie dam rady...

No w każdym razie nie codziennie. Z pracy przecież nie zrezygnuję, urlopu też nie dostanę, bo jestem w okresie próbnym
Do tego wszystkiego gadałam z majencją i to, jakie leczenie zafudowali w tym szpitalu mojemu tacie, to jest kpina, bo nie zrobiono mu podstawowego zabiegu, który bezwzględnie powinien być wykonany ( w każdym razie tak twierdzi Majeczka, a jak Majeczka coś twierdzi, to tak jest na 10000%). Powinien mieć założona sondę, żeby monitorować, czy krwawi dalej, czy też nie, oraz jak bardzo krwawi. W innym przypadku nie wiadomo, czy może właśnie oto się nie wykrwawia. Dzwoniłam wczoraj i pytałam, ale kazano mi rozmawiać z lekarzem, który akurat był niedostępny. Jadę tam dzisiaj

i jak mi się nim nie zajmą jak należy, to jakem pomponmama - będą straty w ludziach!

Ze szczególnym uwzględnieniem strat w "służbie zdrowia"

Miałam ochotę jechać już wczoraj, ale gadałam z Majką wieczorem i było już za późno na wizytę w szpitalu, a poza tym dziecię było już w łóżku, więc ani jej zabrać, ani zostawić

.