Och ,z młodym było sto uciech.
Początki były trudne. Hipcia okazała sie dzika agesorką broniąca swego terytorium, zapedzała młodego w kąt i sprawiała mu becki na całego. Na szczeście Felek w przeciwieństwie do niej genialnie wspina się po drabinie , więc uciekał na łożko piętrowe Bartusia.
Największy stres przeżyłam jak w sobote trzeba było koty zostawić same , bo mój synek miał osiemnastkę w pizzerii.
Pierwsza moja myśl : zaniosę Felka na parter do jego mieszkania na ten czas .

Ale zaraz potem inna myśl : jak go zaniosę znowu nabierze obcego zapachu a chodzi nam o to, żeby się go pozbył. Trudno musi sobie poradzić.
Po powrocie do domu wita nas w drzwiach koteczka. Z przerażeniem wołam : Feluś, Felczku gdzie ty jesteś ???!!! Po dłuższym czasie słyszę cichutki miauk i przerażony łebek wysuwa się spod wanny. Ufff... Żyje.
Na szczescie Filutek to luzak bezstresowy. Moja "aryskotratka" przeżyłaby na jego miejscu traumę, że musiąłbym jej zafundować wizyte u psychoterapeuty. A po młodym spływa wszystko jak woda po kaczce.
Przez następne dni kocie stosunki dypomatyczne przechodziły rózne przeobrażenia.
Najpierw mały zaanektował dla siebie pokój dzieci.Natomiast salon uważał za terytorium kocicy i nawet wniesiony tam na rekach zaczynał bulgotać, po czy czmychał gdzie pieprz rośnie. Przedpokój, lazienka i kuchnia było terytorium spornym, gdzie nikt nie zamierzał oddać ni piędzi. Po dwóch nocach Felek wylecial z pokoju niewyspanych przez jego niewyczerpaną energię dzieci.
Mnie nie przeszkadzał choć śpię tymczasowo ze względów zdrowotnych w salonie, ale tam nie wchodził.
Za to co się działo w pozostałej części mieszkania to brak słów.
Jednak łobuziakowi było mało, zacząl wiec prowokacyjnie kłaśc się na progu , potem już na wykładzinie, następnym przyczółkiem, który zdobyl było "podstole" i w krótkim czasie cały salon nalezał do niego.
Hipcia protestowała coraz słabiej i bez przekonania bardziej dla zasady.
Tak minął tydzień.
W poniedziałek rano z żalem zaniosłam łobuziaka na parter , bo około południa wracały stęsknione pańcie duża i mała.
We wtorek wracam z siłowni, wchodzę do mieszkania a tu deja vu . Jakich chuderlak z długaśnim ogonem jak maszt ociera mi się o nogi, a dzieci wołają " niespodzianka !!!"
Okazało się, że biedak poniewierał sie na sieni i znalazął go kolezanka mojej córki i przyniosła do nas.
Ja za telefon i dzwonię do przyjaciółki pretensjami czemu kota wyrzuciła z domu. A ona z przerażeniem : matko , musiał zwiać jak wróciłam po śmieci !!! Jak dobrze że go znalzałaś !!!
Hipcia pogodzona z losem w ogóle już nie protestowała, kiedy Feluś spądził kilejny dzień u nas. Były harce i gonitwy, ale kompletnie pozbawione agresji.
Kocham łobuziaka, chyba z wzajemnością , strasznie się cieszy jak odwiedzam przyjaciólkę kładzie mi się na nogach i wywala brzucholek
