Thaja ma ok. 16 tygodni. Jest u nas od dwóch miesięcy.
Już kilka razy zastanawiałam się, zeby zostawić ją u nas, bo...bardzo się przywiązałam do tego małego stworka, który jest nie tylko ładny, ale ma też i wspaniały charakter. Jest po prostu nieziemskim słodziakiem "mięciutkim jak kaczuszka"

.
Lubi zarówno inne zwierzaki (koty), jak też i psa(choć do tego ma raczej respekt, chyba ze względu na gabaryty Owczarka Niemieckiego). Lubi ludzi. Jest pogodna, łagodna. Ma bardzo mądre spojrzenie.
Myślę, że będzie niesamowitą pociechą dla opiekunów...
I nawet Tżeta bym przekabaciła, chociaż nasza wykładzina pod łóżkiem małżeńskim, raz "ochrzczona" przez Gaspara, jest co jakiś czas - przepraszam - obszczywana, co nie sprzyja wzbudzaniu "kociolubności" tżeta...
Ale w pamięci pozostają mi słowa Małej1, która kiedyś mi powiedziała, że gdyby miała się zdecydować na adopcję, to byłby to jakiś zwierzak bez szans na dom...
Koło 24 września wyjaśni się, co z domkiem dla Thai.
I nie uważam, ze jesteśmy jacyś szczególnie wymagający. Chyba mogą to potwierdzić domki sierotek, które akurat czasem piszą na miau...
Po prostu - od razu jakoś rozmowa się układała i z każdym mailem nabierałam zaufania, a moje obawy spotykały się ze zrozumieniem...
No bo sami powiedzcie - czy łatwo jest oddać w świat takiego małego słodziaka?
Pozdrawiam wszystkich i dziękuję za powyższe wypowiedzi
