vega013 pisze:Marcelibu pisze:Jak mój
Szefunio? Jak
Lalunia?

Wczoraj kociarstwo miało obcinane pazurki. Filuś, jak na Szefunia przystało, wyciągnął łapkę i z zainteresowaniem się przyglądał, czy starannie robimy manicure. Chyba poczuł się rozczarowany, bo uznaliśmy, że pazurki tylnych łapek jeszcze nie urosły na tyle, żeby je obciąć. Całkiem słusznie pierwszy się rzucił na nagrodę - mały kawałek szyneczki. W końcu on najgrzeczniej wyciąga łapki i nie boi się nożyczek (specjalne nożyczuszki do obcinania pazurków okazały się lepszym patentem niż gilotynka).
Oliwunia Lalunia uciekła na szafę, ale nie z nami takie numery. Zdjęliśmy i mimo zaciętego oporu zrobiliśmy manicure. Jako szylkretowa dama, Oliwka powinna pierwsza biec na takie zabiegi, ale nie wytłumaczysz, że przycięte pazurki wyglądają bardzo elegancko. Ona ma czarny pas w kotarate i traktuje pazurki jako przydatną broń, a nie estetyczną ozdobę. Poza tym złoty medal w kociej akrobatyce sportowej też zdobyła dzięki długim i ostrym pazurkom, a nie pazurkom po manicure.
Wedelek wtulił się we mnie i nawet mruczał. To było coś nowego, bo dotychczas bronił swojego upazurzenia jak niepodległości. Wczoraj ja go tuliłam, a TŻ wyciągał po pazurku i skracał. Co dziwniejsze - po zabiegu Czekoladowy nie chciał zejść z kolan.
Przycinanie pazurków Gabisi jest naprawdę trudne. Ona ma mnóstwo futerka między poduszeczkami. Nawet kiedy się fachowo wyciągnie pazurek, nie widać go spomiędzy ciemnych i gęstych kłaków. Trzeba więc odgarnąć futerko i dopiero przyciąć pazurek. Oczywiście cała operacja trwa, zdaniem wiecznie rozbieganej kotuni, o wiele za długo. Cierpliwości wystarczyło Gabuni na dwa pazurki. Przycięcie reszty było etiudą na cztery ręce i doskonałym testem dla naszego refleksu.
Pancunio dałby się pokroić za szyneczkę. Sprawiał wrażenie, jakby nas popędzał: "No szybciej, szybciej, bo moja szyneczka czeka!!!" Pazurki wielkokota są niezwykle grube, więc ich obcięcie wymaga sporej siły. Na szczęście Pancusia nie trzeba trzymać. Nauczył się już, że najpierw manicure, a potem... niebo w pyszczku.
Lili była bardzo zdziwiona. Tak zdziwiona, że nawet nie protestowała. "Jak to? Złapali, trzymają i nie wpychają niczego do pysia? W zasięgu wzroku nie ma strzykawki?" Zaciskała mordeczkę i spokojnie pozwoliła obciąć pazurki jednej łapki. Dopiero wtedy się zorientowała, że to nie o lekarstwa chodzi. Poczuła się jak wielka, groźna kota, przypomniała sobie, że ma ząbki i pazurki, a następnie bardzo chciała zrobić z nich użytek. Znowu się ucieszyliśmy - Lili poczuła się silna i zachowała adekwatnie do sytuacji.