
Pumko, co Wy pleciecie, Szanowna Pani.
Po pierwsze: testy na białaczkę PCR, Laboklinowe, na inne szkoda kasy. Po drugie chłopaków zaszczepić. Po trzecie, nie desperować. Kociaki szybko się rozwijają, ale też "szybko" chorują, tzn. jak zaniemogą, to prędko narastają objawy. Na szczęście zdrowieją równie szybko.
Weź, proszę, pod uwagę, że na razie dysponujesz tylko wynikiem niewiarygodnego testu na białaczkę + gdybaniem o chłoniaku.
Niewykluczone, że owym "chłoniakiem" będzie kula włosowa, albo gruda kału.

Bo jeśli jest, to też będziecie leczyć. Macie w Wawie luksus w postaci onkologa na Białobrzeskiej. Doktor Jagielski. Bardzo fajny człowiek. Pamiętam, że wyprowadził z chłoniaka młodego Beagla - pewnie wiele innych zwierząt też, ale akurat tę historię śledziłam i pamiętam. Panna jest młoda, ewentualną chemioterapię niewykluczone, że zniesie całkiem przyzwoicie.PumaIM pisze: /.../ Zobaczymy - chyba najgorsze co może się zdarzyć, to ten ew. chłoniak. Jeśli go nie ma, to oczywiście będzie się małe leczyć... bo jeśli jest...![]()
Ale na razie sza! bo jeszcze nie wiadomo co małej jest.
Oj, Pumko, widać, żeś Ty jednokotna wiele lat byłaWczoraj Funio wyglądał z nią trochę groźnie - polizał po łepku, a potem złapał za gardłoW naturze to by pewnie takie słabe małe zostało miłosiernie zagryzione... bo niezbyt to wyglądało na zabawę

Koty potrafią się tak naparzać w ramach wielkiej przyjaźni, że co wrażliwsi obserwatorzy siwieją.
Jeśli Panna nie zwiała od niego z kwikiem i nie zabarykadowała się na pół dnia w ciemnym kącie, to znaczy nie tylko, że jej nic nie zrobił, ale że jej się bardzo podobało.
Następnym razem ona poddusi wujaszka i na dodatek skopie mu głowę. Jak znam życie, będą się przy tym przewalać po podłodze z takim łomotem, że sąsiedzi z dołu zainterweniują.

Uszy do góry
