Dziewczyny, własnie wróciłam z cudownego DT Lucjana i dziś już nie spłodzę jakiejś sensownej, skróconej wersji, w której nie musiałybyście czytać o kolejnych etapach dostawania przeze mnie zawału.
Napisałam dziś pięciostronicowe pismo dla policji, prokuratury i TOZu i odbijałam Lucjana, więc jestem odmóżdżona i nawet nie wiem od czego zacząć.
Dlatego, żeby was uspokoić napiszę tylko, że nic mu nie dolega, jest lekko spasiony (waży 5 kg), ma brzydkie uszy, ale nie tragiczne (już mu dziś czyściłam oridermylem), je, pije, sika, kupka.
Zdjęcia nie zrobiłam, bo apparatus się na mnie wypiął. Ale DT obiecał zrobić sesję zdjęciową i przesłać.
Sierścia pięknie porósł, również na brzuszku i dawniej zażółcony ogonek jest już niemal biały.
Noc już spędza na tymczasowym swoim, w cudownym miejscu, do którego trafiłby miesiąc temu, gdyby pół godziny przed przeprowadzką nie ubłagała mnie kompletnie nieodpowiednia osoba, żeby właśnie jej przekazać Lucjana.
Biję się w piersi (sine od obijania od dwóch tygodni) mea culpa, mea maxima culpa.
Ostatnie dwa dni wyglądały dramatycznie (ach jaki piękny elaborat mozna by na ten temat stworzyć

), ale miałam więcej szczęścia niż rozumu (choć przebiegłości i zimnej krwi tez mi nie zabrakło, aż się sama zdumiałam) i zdołałam Lucjana odzyskać, a pisma, które tworzyłam dziś o piątej rano na szczęście mogę w dziuplę włożyć.
Lucjan jest bezpieczny i absolutnie, ale to absolutnie nie pójdzie do żadnego domu, który nie przedstawi referencji przynajmniej od królowej angielskiej

Dalej jest taki miziasty, ugniatający (dwa metry szponów dzis obcięłam), rozmruczany i niesamowicie grzeczny i cierpliwy. Nawet nie siedział długo w kącie. Bardzo przypadły mu do gustu fotele i kanapa; nie miał tez żadnego obciachu, żeby wskoczyć na blaty kuchenne i stół.
Gada cały czas. Zdaje się, że przegada z Domkiem całą noc

Starczy na dziś?
