Pamiętam, choć nie używałam. To chyba były jedyne dostępne perfumki za polską walutę i to z pod lady.
Yardleya zapachów nie pamiętam poza Chigue, ale kosmetyki kolorowe miał fajne.
Jak już tak wspominamy, to przypomniała mi się rozmowa z córką nt. słodyczy.
Kika (wsuwając kolejnego batonika) - "Mamo, a ty lubiłaś Snickersy jak byłaś mała?"
ja - "Kiczko, nie było Snickersów".
K -

"A Marsy?"
ja - "Nie było Marsów."
K (nieustępliwa jak zwykle) -

"Hm.... , a Grześki?"
ja - "Nie było Grześków."
K-

"To co było??!!!"
ja (na jednym wydechu) - "Oranżada w proszku, ryż dmuchany i lizaki kogutki!"
K-

"Moja, biedna mama!"
ja -
