Są takie dni, że już od samego rana mam dość...
.....późnym wieczorem sms, że 'nasza' podwórkowa "Biała-czyli-różowa" jest mocno chora, wieczorem Dorocie nie udało się jej złapać do kontenerka, że z samego rana trzeba próbować...
.....rano dwa kolejne telefony o pomoc m. in., że w trakcie przeprowadzki uciekła kotka jest pod blokiem ale jest tak spłoszona, że właściciele nie mogą jej złapać...
.....no i Czarna z Narcyzowej dalej nie złapana a coraz grubsza
A ja jestem jedna, klatka łapaka jedna, i oczywiście powinnam jechać do pracy a nie koty łapać, a najpierw jeszcze posprzątać 18-stu kotom w domu, je nakarmić - itd. co trwa około godziny niestety.
Czasem nie wiem jak to wszystko ogarnąć, brakuje czasu na wszystko, wstaję o 6.00 i nie mogę zdążyć do pracy na 9.00

- tyle mam do zrobienia co rano, to jest jakaś masakra.
A "Biała-czyli-różowa" dziś już czuła się na tyle lepiej, że zwiała na dachy i nie mamy szans jej złapać, jeśli sama nie zejdzie. Widać, że jeszcze jest osłabiona, wczoraj było z nią naprawdę kiepsko, ale miała jeszcze na tyle siły, że przy próbie włożenia do kontenerka podrapała Dorotę i zwiała. Może się czymś przytruła, może sama wydobrzeje, niestety nie możemy jej pomóc jeśli nie da się złapać.
Tam gdzie kotka właścicielom nawiała pożyczyłam klatkę łapkę i sami próbują coś zdziałać.
No a Czarna grubnie i nie chce się dac złapać...
Mam dość
