
Od 5 miesięcy jestem właścicielką Lili. Lili w orginale nazywała się Lola i miała bardzo nieprzyjemnych właścicieli, którzy porzucili ją w lesie. Jest to kochana koteczka, cudna, serdeczna i uczuciowa. Mimo mojej ciąży zdecydowaliśmy się z narzeczonym dać Lili domek.
Nie ma z nią dużo problemów. Ostatnio, równo tydzień temu pojawił się jeden, do tego skaczący. Lili jest kotem nie wychodzącym, ale raz się zdarzyło, że nam zwiała. Nie było jej parę godzin. No i przytargała do domu pchły.
Pojechaliśmy do zoologa (mieszkamy w UK i dostanie się do weta jest nielada sztuką). Kupiliśy kropelki spot-on, podobno jakieś silne. Wtarliśmy jej w kark i nie wiem dlaczego, ale nie zadziałało. W ogóle. Nie wiem, przez ile nie można powtarzać tej czynności, chciałabym powtórzyć kropelki, ale nie chcę małej zaszkodzić. Dwa dni później kupiliśmy jej obróżkę przeciwpchelną, na parę dni się uspokoiło ale dalej to nie jest to. Franca nie chce się dawać czesać specjalnym grzebieniem, a jak już uda mi się ją zmusić, to na jedno czesanie wyciągam ok.2 pcheł. Nie jest chyba bardzo zainfekowana, kiedy przeglądam jej sierść, jest ona czysta, futro jej "nie chodzi", drapie się co jakiś czas.
Proszę o poradę, czy mogę zastosować kropelki jeszcze raz? Czy lepiej dobijać się do weta? Za 2 tygodnie mam termin porodu, chciałabym wyleczyć te pchły.
Pozdrawiam gorąco!