vega013 pisze:_Ella_ pisze:Ja jestem cierpliwą osobą, jestem w stanie zrozumieć wiele rzeczy, w tym także potrzeby kota, które staram się zaspokajać najlepiej jak potrafię (nie tylko te czysto fizjologiczne, ale również psychiczne, w ciągu dnia, nawet, kiedy przychodzę wykończona z pracy, zawsze znajduję czas, żeby pobawić się/poprzytulać z kotem), ale mam również swoje potrzeby, i choćbym stanęła na głowie, to się ich nie wyzbędę. Muszę być wyspana, żeby funkcjonować normalnie w pracy, muszę też mieć optymalne warunki do tej pracy w domu, potrzebuję też choć odrobiny czasu dla siebie, żeby wreszcie odpocząć, nie może być tak, że wszystko jest podporządkowane kotu. Tak się po prostu nie da żyć na dłuższą metę...
Kiedy wracam skonana z pracy, zabawa, mizianie i przytulanie kota to najlepszy odpoczynek. Sam odgłos mruczenia już relaksuje. Do tego dotyk mięciutkiego kociego futerka... Odpoczynek z kotem jest o wiele efektywniejszy niż odpoczynek bez kota. Jeżeli zmienisz nastawienie, to zajmowanie się kotem będzie dla Ciebie przyjemnością, a nie przykrym obowiązkiem. W tej chwili piszę, a Wedelek śpi zwinięty w kłębuszek na moich kolanach. Jeżeli przestaniesz postrzegać kicię jako dokuczliwą przeszkodę, wtedy dopiero wszystko fajnie się ułoży. Odrobina czasu dla siebie w towarzystwie kota to też fajna sprawa. Moje kociarstwo siedzi w łazience, kiedy się kąpię. Leży obok mnie, kiedy czytam książkę. Wcale nie uważam, że wszystko podporządkowuję kotom. Przeciwnie, egoistycznie czerpię przyjemność z ich towarzystwa. Nie rzucam wszystkiego i nie bawię się z kotem, jeżeli akurat zajmuję się czymś innym. Na przykład - czytam książkę, a kot przychodzi i mnie zaczepia. Pomiziam go, przytulę i spokojnie czytam dalej.
Nie wierzę, żebyś wyobrażała sobie, że kot jest organicznie wyposażony w przełącznik: włącz - wyłącz. W końcu kicia robi wszystko, żeby pokazać, że Cię kocha, że jesteś dla niej ważna. Z kotem, nawet mającym największe potrzeby emocjonalne, naprawdę da się żyć. Ba, nie tylko da się, ale kot okazujący uczucia, szukający bliskości człowieka, to największa przyjemność. Zrozum, masz skarb, którym mogłabyś się cieszyć, a traktujesz go jak uciążliwy obowiązek. Napisz proszę dokładniej, w jakich czynnościach przeszkadza Ci obecność kici, bo na razie piszesz zbyt ogólnie. Przeanalizujemy wspólnie te sytuacje i znajdziemy konstruktywne wyjście, dobrze?
Czy posłuchałaś mojej rady - posypałaś legowisko kotuni wysuszoną kocimiętką lub skropiłaś je roztworem kocimiętki albo Play Sprayem (kocimiętka jest fajniejsza, bo prawie bezwonna, a Play Spray ma intensywny zapach) i wstawiłaś tak przygotowane spanko do sypialni, tuż przy Twoim łóżku? Na razie niech kicia załapie, że fajnie i blisko Ciebie może być też na jej posłanku. Jeżeli kicia wskoczy na łóżko, będziesz miała blisko, żeby ją z powrotem delikatnie położyć tam, gdzie chcesz żeby była. Najpierw powiedz na przykład: "Out", potem od razu zdejmij i połóż na legowisku. Poza tym - jeżeli spokojnie poleży na legowisku (nawet krótką chwilę), daj jej od czasu do czasu przysmaczek i pochwal. W ten sposób nauczysz ją spania na własnym posłanku. To może potrwać trochę czasu, bo kicia musi przełamać naturalną potrzebę tulenia się do Ciebie i spania z Tobą (to instynktowny sposób wzmacniania więzi). Ale jest to metoda skuteczna. Nie rób z sypialni strefy zakazanej, bo tym tylko podniecisz kocią ciekawość.
Kiedy siedzisz przy komputerze i nie chcesz, żeby kicia wskakiwała Ci na kolana, połóż posłanko na biurku, przy biurku, gdzieś blisko Ciebie. Kot, w przeciwieństwie do psa, nie akceptuje stałego miejsca; chyba że je sam wybierze, ale też na krótko. Jeżeli mam dosyć wałkowania się na kolanach mojego ważącego 7,2 kg kocura, podczas pracy przy komputerze, wtedy przekładam go na poduszkę leżącą na biurku. Robię to bardzo delikatnie i miziam przy tym. Skutkuje wtedy, kiedy nie zapominam, że co jakiś czas muszę pogłaskać. Poza tym kot nie może odczuć, że zmiana miejsca jest karą, bo to go tylko zniechęci do współpracy z Tobą. A przecież chodzi o to, żebyś sama dobrze się czuła i miała w domu kota wyluzowanego, ufającego Ci.
Czy nie zauważyłaś, że do początku wątku próbuję nawiązać z Tobą dialog i realnie Ci pomóc?
To nie tak, że obecność kota mnie irytuje, gdyby tak było, to w ogóle nie decydowałabym się na trzymanie zwierzęcia pod swoim dachem. Lubię głaskać kicię, lubię przyglądać się jej młodzieńczym wygłupom i to nie przez to chodzę niewyspana i rozdrażniona. Na taki stan rzeczy ma wpływ tylko i wyłącznie to potworne miauczenie, które pojawia się momentalnie, kiedy przestaję się kicią zajmować lub robię coś nie po jej myśli...Pytasz o konkretne sytuacje, spróbuję wymienić kilka przykładowych, bo tego jest za dużo, żeby rozpisywać się na forum. Np. kiedy siedzę przy komputerze, to ona wskakuje mi na klawiaturę, robię pranie, to ona pcha się do pralki, rozmawiam przez telefon, to ona skacze na mnie z zębami, jemy obiad, a ona pakuje się na stół...a wszystkiemu towarzyszy to okropne miauczenie, od którego dostaję już ciarek na plecach. Przytulanie i głaskanie w jej wypadku niewiele pomaga, zazwyczaj po prostu nie ma na to ochoty i kiedy wyciągam rękę w jej kierunku, to ucieka, a czasami, kiedy już mi na to pozwoli, to i tak po chwili znowu zaczyna zawodzić.
Kupiłam dzisiaj kocimiętkę i kocie feromony firmy Feliway, nie mieli w sklepie PlaySprau. Dzisiaj będę nowe nabytki testować, mam nadzieję, że z pozytywnym skutkiem

biamila pisze:_Ella_ - słuchaj nie wiem skąd jesteście, ale gdybyście byli z Trójmiasta to zaprosiłabym was do siebie abyście zobaczyli, że jak ma się więcej niż jednego kota (jednego kociaka) to ma się święty spokój. Naprawdę jedynym rozwiązaniem jest w tej chwili drugi kociak. Wiem, bo miałam to samo. Można oczywiście założyć, że za rok kociczka będzie spokojniejsza, że po sterylizacji się troszkę wyciszy...ale musisz zrozumieć, że jej się pieruńsko nudzi. Piszesz, że dużo pracujecie, potem wracacie do domu chcecie wypocząć a tu masakra. Wierzę ci. Ja też wracałam po ciężkim dniu pracy aby odpocząć a nie mogłam, bo Gruś domagał się zabaw. Nie mogliśmy sobie usiąść wygodnie w fotelu i odpocząć. Jak chcieliśmy mieć spokojną noc to swój dyżur musieliśmy odpracować też w domu...więc uwierz wiem co czujecie. Może napisz skąd jesteście, może spotkajcie się z jakimś domem forumowym na kawie czy herbacie. My jesteśmy normalnymi ludźmi, też mamy swoje rodziny, itd. Nie namawiamy cię abyś wzięła drugiego kociaczka aby wam było gorzej tylko abyście znowu żyli "normalnie". Słuchaj ja jak wydaję swoje kociaki do swoich domów to zawsze zastrzegam, że jakby było coś nie tak to ludzie mają prawo mi zwrócić kotka może spróbujcie. Wierzę, że jesteście przyzwoitymi ludźmi, tylko po prostu nie dajecie sobie rady z kociakiem, pewnie inaczej byłoby gdybyście mieli dorosłego kota ale cóż los postawił na waszej drodze kociaka....Proszę spróbujcie się z kimś umówić, wpadnijcie do kogoś kto ma więcej niż jednego kota, może to was przekona.
Jesteśmy z Zielonej Góry, a więc do Trójmiasta mamy kawał drogi. Nie mniej jednak czytając Wasze wypowiedzi coraz bardziej skłaniam się ku drugiemu kotu, a przynajmniej rozważeniu takiej decyzji. Pojawia się jednak kilka "ale". Tak się składa, że znam parę domów, gdzie mają więcej niż jednego kota, i o ile niektórzy faktycznie nie mają z nimi żadnych problemów, to jedna moja koleżanka odkąd wzięła drugiego kota boi się po pracy wejść do mieszkania, żeby nie doznać szoku z powodu jego stanu



Chciałabym natomiast podzielić się ciekawym odkryciem w zachowaniu kici. Wczoraj byliśmy z wizytą u moich rodziców, którzy mieszkają w domu z dużym ogrodem. Zabraliśmy kicię ze sobą, ba, poniekąd byliśmy zmuszeni to zrobić, bo kiedy wyszliśmy z mieszkania to zaczęła zawodzić tak przeraźliwie, że słychać ją było na całej klatce, a sąsiedzi już zaczynają pytać, czy przypadkiem kota nie maltretujemy
