Bo to wszystko przez TŻ-ta
Wracałam sobie pięknym, słonecznym, ciepłym (czyli jednym z niewielu w lipcu) czwartkowym popołudniem z pracy, szczęśliwa, że tylko jutro do ludzkiego weta i weekend, gdy zadzwonił TŻ... Wyszedł z domu, na moment, do bankomatu i wrócił, bez kasy, za to z małym piszczącym burym czymś, które dzieciaki "myły" w kałuży
Małe bure "coś" u weta okazało się małą, ok. 6-tygodniową kotką, oblepioną farbą i z kopalnią świerzba w uszach. Jeszcze miała niebieskie oczka... Małe zostało odrobaczone i zainstalowane w łazience, przeciwko czemu głośno (baaardzo głośno) protestowało. Wystarczyło wejść do łazienki, a mała włączała taki traktor, że nawet Presto mógłby się uczyć

W piątek pożyczyłam klatkę z zamiarem umieszczenia tam nabytku, ale... czemu zawsze jest jakieś ale...
W sobotę Presto rozwalił sobie ogon

Do tej pory nie mam pojęcia jak... TŻ w pracy, Presto jest z tych "nietykalnych", więc cudem jest złapanie Go... W końcu chyba już sam odpuścił, bo wpakowałam Go jakoś do transporterka. Teraz trzeba tylko dostać się do weta. Bratu popsuł się samochód, a muszą z mamą jechać poza Kielce - nie ma to jak kumulacja... Dobrze, że kolega Mu pożyczył, więc w jedną stronę miała transport. U weta kolejna niespodzianka - kawałek ogona musi być amputowany, bo nie ma jak zaszyć. Zostawiłam kota w gabinecie, wychodzę, a tu leje jak cholera i zimno. Parasolki brak, na stopach sandały, cienki sweterek na plecach, śniadania brak i przynajmniej godzina do odebrania kota, no rewelacja! W godzinę udało mi się jednak dojechać do domu, przebrać i wrócić do gabinetu

Gdy czekałam "na odbiór" Presto zadzwonił brat, że już wracają i nie musiałam kombinować jak przetransportować się z transporterem. W domu klatkę zajął oczywiście Presto, a Małej dalej została łazienka
Wyrok dla kocura - prawie dwa tygodnie w klatce i kołnierzu... Oj, nie był zachwycony

Po wypuszczeniu wytrzymał... półtora tygodnia i znowu rozwalił ogon

Rewelacyjne uczucie obudzić się o 6 rano i na jasnej ścianie zobaczyć pół metrowej długości smugę krwi

Tym razem TŻ miał wolne i On jechał do weta. Dobrze, że obyło się bez amputacji kolejnego kawałka i szycia

Aż boję się pomyśleć o złożeniu klatki, bo ten wariat znowu ogon rozwali
Aaa... do tego rezydentka przestała mi jeść. Ulubione chrupki RC, za które mogła zabić, są "BE!" Sucha, którą je mała w ostateczności może być, ale najchętniej to tylko saszetki mokrej... Saszetki, bo z puszki gryzie z zęby... Ewidentnie za dużo kotów, jak dla Niej...
ponarzekałam, a doła i tak mam nadal....