Dzisiaj mam mega doła...
Cały dzień był do d...
Jutro początek roku szkolnego, zmieniaja się zasady opłat za przedszkole i niestety to ja je będę musiała naliczać... Koszmar... I zbierać... Drugi koszmar...
Dzis odebrałam chyba ze 100 telefonów od przejętych rodziców, co wprawiło mnie w nastrój wisielczy - bo ile razy można tłumaczyć jedno i to samo???
Personel obsługi - zamiast wykonywać moje polecenia - zaczyna ze mną dyskutować
Chyba muszę być mniej miła...
Pojechałam z pracy służbowo do banku. Zaparkowałam tam gdzie było miejsce.
Wychodzę - a za wycieraczka - zaproszenie od Straży Miejskiej - na odwiedziny...
Pojechałam... Poczekałam na pana ze straży pół godzinki, potem - kolejne pół godzinki gawędziliśmy sobie w obskurnym pokoiku - o parkowaniu, zakazach, bankach, przedszkolach, dzieciach, prawie jazdy, starej pracy, zdjęciach, kolorze ścian, także o braku pieniędzy i tym podobnych rzeczach...
Wyszłam bez mandatu...
Potem pojechałam do lecznicy i... dobił mnie Lewek[']
Był w strasznym stanie... Nie wolno było pozwolić, by dalej się męczył...
To był tak kochany kotuś... Cały czas mam przed oczami jego pysio - drobniutkie i takie ufne...
Do d... jest ten świat...
Jutro pójdę do roboty zapuchnięta ma maxa...