Wczoraj miałam kolejne spotkanie przedadopcyjne w celu przedstawienia tym razem kici. Przez telefon facet wydawał się rozsądny. Niestety czar prysł podczas rozmowy. Gdy przyszło do omówienia warunków umowy adopcyjnej, najpierw się dowiedziałam, że chce aby kicia miała raz kocięta (podczas rozmowy telefonicznej o tym nie wspomniał gdy poruszyłam temat sterylki), a poza tym nie widzi powodu zabezpieczania balkonu (poprzedni kot nie skakał po barierce) i nie zamierza podawać swojego adresu, a tym samym zgadzać się na wizyty. No i podpisywać jakiegoś papierka (nie wiem o czym myślał jak o umowie powiedziałam przez telefon).
Jeszcze dzwonił dzisiaj z pytaniem, czy nie zmieniłam zdania, hehe... Powiedziałam mu, że ośrodki adopcyjne dla dzieci też dokładnie sprawdzają potencjalnych rodziców zastępczych i sprawdzają warunki mieszkaniowe, bezpieczeństwa, finansowe, psychologiczne, itp. My mamy mniejsze wymagania, ale zdania nie zmieniamy, bo zwierzę nie jest rzeczą...
Trudno. Ode mnie może dostać co najwyżej pluszaka do postawienia na półkę.
Szukamy zatem dalej
A maluchy są coraz fajniejsze. Biały odkrył, że można bezkarnie łazić po psie, więc Vega robi za ściankę wspinaczkową... Kicia już wie do czego służy drapak

Edzio starym kotom wyjada z miski sanabelle light - jak dorośnie to tego nie ruszy...
