Uff, przebrnęłam w końcu przez cały wątek
To straszne, tyle cierpienia w jednym miejscu, ale chwała Wam również za ogrom wysiłku na rzecz poprawy losu tych kotów.
Po przeczytaniu wypowiedzi Opiekunki, nasuwa mi się kilka refleksji, które chciałabym do Niej skierować. Po pierwsze, Pani zarzuty o agresję uważam za bezpodstawne. Osoby odpowiadające na Pani posty wykazały moim zdaniem dużo dobrej woli i starały się nawiązać nić porozumienia. To Pani przyjęła postawę defensywną, a ton Pani wypowiedzi stał się w pewnym momencie agresywny.
Jednakże to, co Pani w pewnym momencie napisała, dało mi do myślenia. Pozwolę sobie zacytować fragment:
"Człowiek pozbawiając ich możliwości samodzielnego życia przyczynia się do ich wynaturzenia. Powoli stają się coraz bardziej zależne od człowieka, kiedyś samodzielne, piękne, dzikie, stają się ubezwłasnowolnione."
Ja też humanistka, choć jeszcze w trakcie studiów

. Antropologia kultury, UJ. Studia te nauczyły mnie, że należy szanować poglądy innych, choćby diametralnie różne od moich. I spowodowały u mnie pewne "skrzywienie filozoficzne", jako miłośniczkę zwierząt szczególnie interesuje mnie relacja człowiek-zwierzę.
To, co Pani pisze, nie jest w moim przekonaniu pozbawione pewnej racji. To prawda, udomowiliśmy zwierzęta i jednocześnie uzależnilismy je od siebie. Nie jest dla mnie problemem to, że były "piękne i dzikie", nie jestem pewna, czy dobrze interpretuję Pani słowa, ale zwierzęta nie istnieją dla naszej przyjemności i po to, abyśmy mogli je podziwiać. Są
równorzędnymi istotami. Takie jest przynajmniej moje zdanie. Problemem za to jest fakt, że często wydaje nam się, że wiemy, co dla nich jest najlepsze. Trzymamy je w ciasnych niekiedy mieszkaniach, bo na wolności czyha na nie mnóstwo zagrożeń. I są na swój sposób szczęśliwe, gdy z nimi spędzamy czas, zaopatrujemy w drapaki po sufit i inne atrakcje, dając im namiastkę tego, co miałyby na wolności,
gdyby świat, był miejscem idealnym. Ale nie jest. Proszę mi uwierzyć, wiem, co ma Pani na myśli, gdy pisze Pani o godności. Ja sama, mając wybór: życie w komfortowych warunkach, ale w zamknięciu i rutynie lub wolność z wszystkimi zagrożeniami, wybrałabym to drugie. Ale swoich kotów nie wypuszczam. Może to egoizm. A może wybór mniejszego zła.
Powtórzę się, świat nie jest idealny. Jest, cytując mojego wykładowcę, wspaniałego filozofa i humanistę, "zepsutą zabawką", której już nie da się naprawić. Dlatego nie można tutaj przywoływać tak wzniosłych idei, to niestosowne, Pani Opiekunko. Te zwierzęta z Brwinowa
na pewno będą szczęśliwsze w ciepłych domach, najedzone i wyleczone, niż cierpiące i konające w męczarniach.
Pytanie, które się pojawiło, to pytanie o to, czy mamy prawo ingerować w życie innych istot, zarówno zwierząt jak i ludzi. Ja, jako osoba bardzo tolerancyjna, mam na nie taką odpowiedź:
Nie, nie mamy prawa, tak długo, jak długo jakaś żywa istota pod tym nie cierpi. Tutaj, nie mam wątpliwości, że decyzja Anny Rylskiej i pozostałych osób była słuszna.
Przepraszam, że się tak rozpisałam, ale musiałam zareagować. Mam nadzieję, że wszystkie osoby, które to przeczytają, właściwie zrozumieją moje stanowisko.
Mocne kciuki za dalsze działania, w tej chwili mogę tylko tak pomóc.