a teraz opowieść o nieudanych łowach balkonowców gdzieś na łódzkim osiedlu:
czwartek, 18.08, wieczórja:
przy pomocy znajomego taksówkarza do (moich) zadań specjalnych łapki zostały zawiezione
za darmo na kraniec Łodzi
pojechałam do koleżanki Basi wieczorem co by nauczyć ją nastawiać
nastawiłyśmy, a na przynętę koty dostały wędzoną kurzą łydkę
...mniam!
prawie natychmiast, za zamkniętymi drzwiami balkonowymi, pokazało się coś
wyjadło ścieżkę i poszło
i ja też pojechałam do domu
piątek, 19.08nad ranem dostałam wiadomość
jest!
coś czarno białego

jeszcze wieczorem Basia zdążyła poprosiła swoją kuzynkę o pomoc w transporcie
więc najpierw kuzynka zawiozła mnie do Basi, a potem we trzy pojechałyśmy do lecznicy
no tego jeszcze nie było!
3 babki i jeden kot w kontenerze!
pojechałyśmy
zostawiłyśmy
Basia pisze:
"Był telefon z lecznicy.
Kocica, była już wysterylizowana, z względnie świeżą blizną.
Ucho nacięte, odrobalacz zaaplikowany.
Czekam na wybudzenie się oszustki ze znieczulenia i pojadę MPK po odbiór.
Ciekawe, czy to dziczka czy uciekinierka z domu."
i dalej:
"No to jestem, a kocicy już nie ma, pyrgnęła natychmiast z balkonu (za zezwoleniem lekarki). Nawet nie zauważyłam, które ucho jej podcięli.... No, ale byłam w nerwach i zchetana jak koń wyścigowy po wyścigu. Kocica pewnie była domowa - nie pluła, nie wściekała się, spokojnie dawała się obejrzeć w kontenerze, nawet w autobusie nie wyła jakoś nadmiernie. W drodze do przystanku była prawie całkiem cicho."
i wieczorna relacja (tym razem w klatce wylądowała świeżutka, wędzona makrela):
"O rrrrrrwa...
Ta sama Cwaniaczka, którą spłoszyłaś w czwartek, przyszła dzisiaj punktualnie o 19.20, wlazła do klatki jak tancerka na linie, wyżarła makrelę z tunelu a potem, prestidigitatorka jedna, delikatnie pazurkiem zdjęła spore dwa kawałki z płytki uruchamiającej zapadnię i tyłem elegancko wyszła.
I tyle jej jest. Już wiała z balkonu, rrrrwa jedna.
Całe to przedstawienie oglądałam nieruchomo tkwiąc przy regale w dużym pokoju i zaklinając klatkę, żeby się zamknęła. No, widocznie nie jestem zaklinaczem klatek.
Teraz idę dołożyć makreli - ciekawe, czy ta sama cyrkówka wyżre dokładkę....
Ale całą noc nie będę tkwić na warcie, zobaczę efekt, sprawdzając klatkę co godzina lub co dwie, jak się będę budzić.
Ciekawe, czy Cwaniaczka nauczyła się tej sztuki przy innych próbach złapania czy taka zdolna
z natury...."
sobota, 21.08 - my, koty i lecznica - wolne
a teraz wieczorna relacja z niedzieli 21.08
"Nastawiłam łapkę - pewnie na mojego kociego grubasa, bo skurczykot od popołudnia się gdzieś wałęsa. Co najwyżej obetniemy mu ucho."
i poniedziałkowy poranek 23.08.
"Mam zdolności wieszcze.
Nic się nie złapało.
Za to moje domowe od 4 rano domagały się wypuszczenia... Czyli Sadełko nachalnie wskakiwał na łóżko i zeskakiwał z niego, wskakiwał, robił rundkę wokół mnie, chuchał smrodliwie w mój nos
i życzył sobie
a. uwagi
b. wolności.
Wstałam, otworzyłam drzwi balkonowe, zamknęłam drzwiczki pustej klatki, potknęłam się o plączący się pod nogami inwentarz. Wróciłam do łóżka, przykryłam łeb kocem, oczy powiekami.
I wtedy wrócił Sadełko....
Wskoczył, otoczył, chuchnął...
Nie dało rady. Wstałam, napełniłam kocie miski. Nie tym, prawdopodobnie. Koty spojrzały
z pogardą i poszły.
Zagrzałam sobie mleka - to czasem pomaga na nerwy - przyszłam napisać to, co właśnie.
Grubas spragniony towarzystwa usiadł na mouspadku. I siedzi, upiór jeden...
Ale nocny stołownik w klatce był. Na tekturze została tłusta plama po kawalątku zostawionej tam makreli (taki kawałeczek, wiór długości dwóch centymetrów). Reszta przynęty była - i jest.... - na pokrywce od słoika twista umieszczonej z tyłu, za zapadką.
Poproszę o klatkę-łapkę działającą na fotokomórkę!"
i tym to sposobem mamy już wtorek 23.08
i tym to sposobem możemy się jedynie pochwalić złapaniem Oszustki
...no cóż...
Basia dziś znowu nastawi
może tym razem tuńczyk?
mrrr...