» Wto sie 23, 2011 18:07
Re: Zaginiony Kocur Roger - Łódź
magicmada - zostanę całkowicie zlinczowana za "nieodpowiedzialność", ale będę szczera: w sobotę byłam cały dzień wreszcie po dwóch tygodniach codziennej 12godzinnej pracy w domu, kociaki szczęśliwe, ja też, wreszcie mogłam posprzątać, ugotować coś dobrego. Okazało się, że moja przyjaciółka ma urodziny i robi je na dzisłce na krańcu Łodzi (okolice cmentarza na Szczecińskiej) mój mężczyzna był w pracy na Inflanckiej. Postanowiliśmy, że ugotuję obiad, powkładam w pojemniczki, pojadę do niego do pracy, odgrzejemy w mikrofali i pojedziemy na te urodziny, chociaż na chwilkę, bo w niedzielę oboje na cały dzień do pracy. Tak też zrobiliśmy. On kończył o 21. Ugotowałam, zapakowałam, wymiziałam jeszcze raz sierści i o 19 wyszłam z domu. Standardowo zostawiłam balkon otwarty, co by w ten ciepły wieczór jeszcze mogły na nim posiedzieć (Roger był u nas dwa lata, zawsze było ok, u poprzednich właścicieli był podobny układ z balkonem) pojechałam do mężczyzny mojego życia i po jego pracy pojechaliśmy na te urodziny. W domu byliśmy po 1 w nocy kilka minut. Wtedy zorientowaliśmy się, że nie ma w domu jednego z kotów, właśnie Rogerka. Mój kochany od razu poleciał go szukać, ale zero odzewu. Wrócił, poszliśmy spać, cała niedziela w pracy, a po pracy wielka akcja.. Wczoraj pewna Pani mieszkająca w pobliżu opowiedziała jak w sobotę widziała jak kot ląduje pod naszym balkonem na 4 łapach i przerażony ucieka w naszą bramę... dalej pustka co mogło się z nim stać ;(
Zapomniałam dodać, Pani widziała to lądowanie po 23 wiezorem.