» Sob sie 20, 2011 12:32
Re: Zulusku błagam zostań ze mną...
Witajcie Kochani...
Jak wczoraj wspomniałam, postanowiłam zanieść Zuluska na górę do pokoju razem z jedzeniem i kuwetą i zamknąć drzwi z nadzieją, że może trochę się prześpimy...
Było to po godz. 6 rano.
Zulusek wcale się nie opierał, żeby go przenieść.
Widać, że chce być w moim towarzystwie.
Nastawiłam kilka budzików, które miały mnie budzić najdalej co godzinę, gdybym usnęła, żeby sprawdzić jak on się czuje...
Pomimo budzików budziłam się, co kilka minut, ponieważ Zulusek kiedy chciał się przemieścić, to miauczał żałosnym głosikiem...
Można powiedzieć, że praktycznie się nie podnosi, tylko czołga albo przesuwa na przednich łapkach...
Kiedy próbuje stanąć, to tak się chwieje, że praktycznie od razu się przewraca...
Przy tym jak wspomniałam przy każdym ruchu jest żałosne miauczenie, jakby chciał powiedzieć, jak bardzo mu ciężko...
Nie wiem tylko skąd dziwna reakcja, kiedy do niego mówię.
Kiedy zbliżam się do niego i mówię, wtedy zaczyna miauczeć i atakuje moją twarz, mimo tego, że nie ma sił...
Tak przeleżeliśmy do godz. 12.
Następnie zniosłam Zuluska na dół i rozstawiłam wszędzie miseczki z wodą, żeby nie musiał daleko chodzić...
Tak naprawdę zarówno w nocy, jak i teraz Zulusek w ogóle nie śpi...
Cały czas leży z otwartymi albo wpół otwartymi oczkami, czasem może zdarzy się, że na chwilkę przymknie, ale to na pewno nie sen...
Z tym weterynarzem jest problem...
Jak wcześniej pisałam, mój znajomy wyjechał, a lekarz, który tutaj w okolicy przyjmuje nie ma o niczym zielonego pojęcia, więc jego wizyta jest bezsensowna kompletnie...
Spróbuję zadzwonić do lekarza, u którego byłam wczoraj po leki.
Sprawił na mnie bardzo pozytywne wrażenie, otwiera tu w okolicy dużą, piękną klinikę.
Zapytam, może on mógłby przyjechać i wtedy ewentualnie podać Zulkowi kroplówkę...
A jeśli nie, to nie mam innego wyjścia, jak czekać do poniedziałku...
Przypadek jest tylko batem, którego przeznaczenie używa do popędzenia tego, co i tak nieuchronne...