» Wto sie 16, 2011 20:54
Re: Panna Kota i wujaszkowie
A ja swoje: jak Funio, są dalsze postępy? Kiciucha złapałam w kwietniu, gdy to koczował przy nastawni kolejowej, spał na węglu, obok leżały kanapki, które rzucali mu kolejarze. Był tym węglem ubrudzony, na główce kilka kleszczy i ogólnie niedożywiony. Prawdopodobnie porzucony, jak się często zdarza na dworcach. Złapałam go podstępem, na co zrobił mi okropną awanturę, drąc japę na całą okolicę. Kolejarze podziękowali, pomachali przez okno nastawni i ... podnieśli szlaban go góry, żebyśmy mogli przejść z wszelkimi honorami. W domu schował się między meble i troszkę na siłę wyciągnęłam go gdy zauważyłam, że głaskany mruczy i daje główkę. Odczekałam kilka dni z wizytą u doktora, żeby pierwsze stresy minęły. No i tu mnie chłopak zaskoczył. Badanie oczek, pysia i innych ważnych części wywołało mruczenie a osłuchiwanie serca spowodowało wywrotkę na grzbiecik i tarzanko z łapkami do góry.
Tadzio został porzucony zimą. W grudniu, po kilku dniach bezdomności złapany przez moją mamę. Taki był jeszcze drobniutki. W lutym nieudana adopcja. Może to i dobrze, bo zaraz po tym ujawniła się jego choroba płucek, a nie wierzę, że ci ludzie by go leczyli, skoro tak szybko z powodu nie trafienia do kuwety go oddali. Dr Niziołek dokonał cudu, kocina od kwietnia ani razu nie zakasłał, mimo, że jego płucka są słabe i nie do końca wykształcone.
Panna to ślązaczka. Tam koty ,,nie schodzą'' tak szybko jak w mazowieckim, więc szkrabik przyjechał do mnie na DT. Urodzona w hucie, gdzie się dzieją okropne rzeczy z kotami.
Teraz z zapałem i troską śledzę ich losy u Pumy, moja rola się skończyła. Ale wielki to był dla mnie zaszczyt i honor spędzić z nimi te kilka miesięcy. Patrzeć jak szkrabik rośnie, Tadzio zdrowieje i Funio filozoficznie wyleguje się w ulubionej oponce. Mam totalnie zakocony dom, ale bez nich zrobiło się pusto.
,,W sztuce tracenia nie jest trudno dojść do wprawy (. . .)" Elizabeth Bishop