Triszka, najsłodsza kocina pod słońcem już odstawiona do Dorci44.
Cała i zdrowa, choć wiozłam ją z delikatnością kosmiczną, na termoforze, całą drogę zagadując i mając serce w gardle.
Malutka miała w jutro wyjechać w podróż życia, do nowego domu - tym czasem okazało się że każda dłuższa jazda pociągiem czy autobusem to dla niej trauma nie z tej ziemi.
Szczęście w nieszczęściu że to wyszło wcześniej a nie w czasie 6-7 godzinnej jazdy pociągiem.
Tyle ile to maleństwo mi i Dorci strachu napędziło, to ja już nawet nie powiem

Do weta jechałam z kociakiem lekko osowiałym po pierwszej jeździe i wymiotach po niej - na wszelki wypadek, bo za długo to trwało - a dowiozłam ją ledwo żywą, od razu trafiła do inkubatora, pod kroplówkę.
Tyle że zanim jej podłączyli kroplówkę - to gwałtownie ożyła i darła dzioba
Ale kroplówę i tak dostała
Pojechałam po nią, odebrałam, wracam do domu, wypuszczam z kontenerka - a ta heja od nowa, kot schodzi z tego świata. Pospała kilka godzin i obudziła się cała radosna i wesolutka.
Co za kot
Umiał pokazać że on chce do Dorci spowrotem i nie w głowie jej wyprawy w góry, ona chce w Warszawie mieszkać

Bardzo mi smutno z tego powodu bo Triszka to kot łapiący za serce, kruszyna słodziutka.
No ale tak widać musiało być.
Dorciu, ucałuj ją ode mnie
