Święte prawo własności kota Kinga - Prawdziwego Dachowca

Kocie pogawędki

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Wto sie 02, 2011 22:45 Re: Twardziel z klanu dachowców też już jest w kocim niebie...

Dziś pytałam pewną panią oglądającą spektakl karmienia kotów makaronem przez inną panią, kto zadzwonił do schroniska (bo to ktoś z jej sąsiadów chyba...). Jeszcze we wtorek wieczorem mówiła mi, że próbowała go złapać, ale uciekał. Nie wie. Zdziwiła się, że to w ogóle się zdarzyło.
Ale stwierdziła z naciskiem, że to dobrze, że go uśpili (w środę rano) bo był bardzo chudy i dawał się brać w ręce. Czy nie mogła go wziąć i potrzymać w pudełku. "A co? Miałam narażać swoje koty?(dwa). Trzeba było przyjechać samej i go wziąć."

Tak to jest. Przyjść, popatrzeć na koty dla własnej przyjemności, rzucić im byle co, przynieść trochę makaronu ugotowanego dla własnego psa, cieszyć się ich towarzystwem i wdzięcznością, to i owszem. Na to są chętni.
Ale troszeczkę się wysilić, żeby pomóc kotu w potrzebie, nie, na to nikt się nie zdobędzie. Podobnie było w ubiegłym roku z Murzyniątkiem. Tylko ono umarło spokojnie w jakimś kącie.
A Małemu zorganizowano egzekucję.

ossett

 
Posty: 3888
Od: Pon lis 20, 2006 14:08
Lokalizacja: Wrocław

Post » Sob sie 06, 2011 6:21 Re: "To dobrze, że go uśpili"-to o Małym z klanu dachowców

Wczoraj przeżyłam chwile grozy, bo Prince, czarny brat uśpionego w schronisku Małego, który jest u mnie już dobrych parę tygodni, nagle stracił apetyt i okazało się ,że ma 40,5. Nie chciał nawet pić. Odrobinę wody, którą go napoiłam zwymiotował.

Wetka, która może zasłużenie być nazywana lekarką, jest jeszcze na urlopie. Gdzie z nim iść? Boję się wetów jak zarazy ostatnio.

Wsadziłam go do klatki, tam poleżał, wysilał się i nie mógł zrobić albo siusiu albo kupki( w brzuszku mu trochę jakby chlupało, ale miał mały).. Potem znowu poleżał, dużo się napił, potem zrobił siusiu. Potem zjadł pasztecik Animondy dla kocich niemowląt, potem jeszcze trochę ulubionego jogurtu, potem jeszcze gotowanego kurczaka. Chrupek nadal nie chciał, a jest to kot o wielkim apetycie na wszystko.

Wczoraj późnym wieczorem jeszcze sprawiał wrażenie chorego. Rano nie zastałam go w klatce. Usunął zabezpieczenie większych szczelin i wyszedł z klatki. Zrobił bardzo ładną i dużą kiełbaskowatą kupę, wcale nie za twardą.

Nawet bez mierzenia temperatury widać, że jest już zdrowszy. Zwyciężył jakieś mikroby, którymi mogł się zarazić od zmarłego Twardziela, albo od jeszcze karmiącej adoptowane kociaki Ocelotty, która jakoś siąpi nosem.

Prince nie był niczym uodparniany, ale jest jak widać odporny, chociaż w chorobie wybredny. Małe(braciszek lub siostrzyczka Prince) już nie miało apetytu jak wylazło z piwnicy... Ale nie podsuwano mu wszystkich możliwych smakołyków pod nosek. Czy było nie do uratowania? W schronisku pewnie nie, ale w domu?

Twardziel też nie był może odporny, chociaż był uodporniony rzekomo Zylexisem jak miał dwa tygodnie. Mam to wpisane w książeczce. Nie ma tam wpisanego drugiego terminu. Teraz wiem, że raz to za mało. Czy wet celowo nie poinformował mnie, że jeden zastrzyk nie starczy? Czy też nie wiedział o tym?
Czy liczył na to, że będę co parę dni przychodzić z czterema kociakami na drogie wizyty i zdąży mi o tym powiedzieć?

Ocelottcie coś tam syczało moim zdaniem w górnych drogach oddechowych, ale wet tego nie słyszał (w dniu w którym uodparniał kociaki Zylexisem).

ossett

 
Posty: 3888
Od: Pon lis 20, 2006 14:08
Lokalizacja: Wrocław

Post » Sob sie 06, 2011 7:47 Re: Odporny z natury brat uśpionego Małego z klanu dachowców

Prince, brat uśmierconego w schronisku dzięki litościwym ludziom Małego, leży koło komputera i starannie się myje. Przedtem przeszkadzał mi w pisaniu. Jest strasznie chudy bo niektóre koty z tej gałęzi klanu są bardzo chude. Mama jest bardzo chuda na pewno. Wczoraj był osowiały i nie jadł... Jest strasznie chudy...
Według niektórych standardów na oko nadawał się wczoraj do "uśpienia". Ludziom chyba się wydaje ,że takie usypiane koty tuli się przy tym i śpiewa im kołysanki.

ossett

 
Posty: 3888
Od: Pon lis 20, 2006 14:08
Lokalizacja: Wrocław

Post » Nie sie 07, 2011 8:05 Re: Odporny z natury brat uśpionego Małego z klanu dachowców

Prince jest już całkiem zdrowy i znowu z dzikimi pomrukami rzuca się na dowolne jedzenie.

Niestety od paru dni nie udało mi się dostrzec dwójki pozostałego na wolności rodzeństwa Małego. Wczoraj powinno przez cały dzień hasać bezpiecznie na pustym ogrodzonym podwórzu. W ubiegły wtorek widziałam je w znakomitej formie. Miały dobry apetyt.

Może było zbyt gorąco i duszno i przebywały gdzieś w chłodniejszym miejscu.

Wydaje mi się, że ich matka już nie zagląda do ich piwnicy. Może przeniosła się z powodu akcji łapania Małego w inne miejsce?
Wczoraj pobiegła zawołać do jedzenia z piwnicy w której się wychowała swoja kuzynkę Białołapkę.

Może coś im się stało? Może zachorowały i dlatego są schowane?
Może ktoś je złapał-ale to jest najmniej prawdopodobne- szybko biegały i na pewno schowałyby się dobrze, gdyby się źle poczuły.
To o te dwa małe na kamieniach się martwię.

Dwójka rodzeństwa (na kamieniach), czarna mama i bura babcia. King gdzieś na dachu. Małe poza kadrem
Obrazek

ossett

 
Posty: 3888
Od: Pon lis 20, 2006 14:08
Lokalizacja: Wrocław

Post » Pt sie 12, 2011 7:59 Re: Odporny z natury brat uśpionego Małego z klanu dachowców

Obrazek

Chyba już żadne z tych małych nie żyje.

Od dawna nie widziałam czarnego i biało-czarnego.

Ostatni raz JA je widziałam tuż przed zabraniem Małego do schroniska. Nie wiem co się stało. Szybko biegały, jadły wszystko, nie miały widocznych objawów choroby, nie były szczególnie atrakcyjne...

KiziMiziBis nie udało się powiększyć populacji kotów wolnożyjących- z jej pierwszego w życiu miotu ocalały chyba tylko dwa, które już dawno dzięki szczęśliwemu zbiegowi okoliczności udało mi się jej zabrać.

Sytuacja podobna do tej z nagle zaginionymi kociakami pierwszej KiziMizi (która też wkrótce potem zaginęła)...

Do tej piwnicy Kizia-Mizia Bis już nie zagląda. Na podwórzu przesiaduje sama. Panowie pocieszają mnie, że widzieli je jak latają po podwórzu, ale nie wiem, czy wierzyć w to...

Tak samo jak w to, że jeden z nich zebrał z chodnika na rogu małego kotka wyrzuconego z okna (to znaczy wierzę,że kiedyś to się zdarzyło, ale niekoniecznie ostatnio...) i że jego kolega ma się dowiedzieć kto to zrobił.
Jednak bardzo różni ludzie tam mieszkają...Jest tam duża koncentracja i ludzi bardzo dobrych i takich mniej dobrych.
Ostatnio edytowano Pt sie 12, 2011 8:14 przez ossett, łącznie edytowano 1 raz

ossett

 
Posty: 3888
Od: Pon lis 20, 2006 14:08
Lokalizacja: Wrocław

Post » Pt sie 12, 2011 8:09 Re: Odporny z natury brat uśpionego Małego z klanu dachowców

Ostatnio dużo mam żalu do wetów.

Przemknęło mi przez myśl, że może tak jest jak zbyt często jest także i dlatego, że nie są kształceni wyłącznie po to aby leczyć zwierzęta dla ich dobra.

Pomyślałam tak, zanim przeczytałam artykuł w Polityce(nr32(2819),3.08-9.08.2011)
"Dwie twarze dr. Dolittle" Joanny Podgórskiej

ossett

 
Posty: 3888
Od: Pon lis 20, 2006 14:08
Lokalizacja: Wrocław

Post » Wto lis 01, 2011 12:36 Re: King z klanu prawdziwych dachowców leczy ranę na czole

Na Kingu wszystkie rany goją się zadziwiająco szybko dlatego jestem na nie uodporniona i nie przerażają mnie już.
Ale gdy w sobotę zobaczyłam jego głowę zniekształconą ogromnym guzem przeraziłam się (tym bardziej, że jakby nie miał apetytu, odstąpił swoją porcje Queen, która wyszła zza ubezpieczającej ją kraty i podeszła do mnie(przy Kingu przestaje się bać...) i żałośnie zamiauczał) nerwowo nie wytrzymałam, wzięłam go na ręce (niosłam go dość długo zanim mogłam umieścić go w kontenerku) i zawiozłam tramwajem do domu. W kontenerku trochę się denerwował i walił głową w drzwiczki.Z guza wypłynął płyn fizjologiczny+ krew (p. doktor uważa , ze musiało być trochę ropy). Ma teraz krwawą ranę na czole. Dwa razy w tym sezonie już miał podobną-myślałam ,ze jakimś żrącym płynem był oblany.
Potem jadł, pił ( i wydalał bardzo"pachnąco"!).Chyba poczuł się lepiej.
Siedzi, a raczej wyleguje się w klatce obserwując nas już trzeci dzień. Chyba jest zadowolony... Wczoraj dostał zastrzyk antybiotyku i stronghold (tasiemce , które na pewno ma zostały na deser). Pani doktór była nim zachwycona (że taki piękny (ma zimowe futerko i śliczne futrzane bufy na policzkach(myślałam ,że to też guzy...)))i grzeczny. Jest prawdopodobne, że pierwszy raz był u lekarza i pierwszy raz jechał tramwajem.
Kocice na pewno za nim tęsknią( jak go spotykają to zawsze się przytulają i przymilają), no ale mi się też coś od życia nalezy. Nie jest na mnie zły. Jak go głaszczę to mnie czasem poliże nawet. Pewnie i ta rana zagoiła by mu się bez interwencji lekarza(myje ją łapą)...Ale jakieś wakacje na pewno mu się należały.

ossett

 
Posty: 3888
Od: Pon lis 20, 2006 14:08
Lokalizacja: Wrocław

Post » Sob lis 12, 2011 8:25 Re: King z klanu prawdziwych dachowców kanapowcem?

Nie wiem co jest grane, może to nie King? Może to jego brat bliźniak?
Jeszcze nie widziałam kota, który tak dobrze by się bawił siedząc w klatce...King dawał się pogłaskać w nagrodę za to, że zjadł coś smacznego, ale nie był aż takim pieszczochem jak ten osobnik...

ossett

 
Posty: 3888
Od: Pon lis 20, 2006 14:08
Lokalizacja: Wrocław

Post » Czw lis 17, 2011 19:04 Re: King z klanu prawdziwych dachowców leczy ranę na czole

King ma otwartą klatkę, ale traktuje ją jak swój pokoik, czasem z niej wychodzi, ale potem do niej wraca...
Pozwala kotom tam wchodzić i pić swoją wodę(bo je przy zamkniętych drzwiczkach)
Zachowuje się jak prawdziwy król.
Zero konfliktów z kotami.Może niektóre poznaje? Nawet po przeszło dwóch latach(mimo tego, że już nie są kociakami?).
Małego Mruczysława na pewno... Jeszcze miesiąc temu obaj spotykali się w tej samej piwnicy. Może dlatego Mrusio dzisiaj uciął sobie w jego klatce drzemkę.
(Mrusio nie jest na pewno naturalnym synkiem Kinga. Jest identyczny z innym kocurem. Ale wszystkie kociaki uwielbiały Kinga..)

King zachowuje się tak, jak by tu był z nami od zawsze.
Czy takiego kocura można oddać klanowi (i ulicy...)? Wykastrowanego(jeszcze nie jest...)? Byłby tam jedynym kastrowanym kocurem.
Tak naprawdę to tylko on bywał często pogryziony, chociaż niektóre panie mówiły, że jest zły bo gryzie bardzo inne kocury.

ossett

 
Posty: 3888
Od: Pon lis 20, 2006 14:08
Lokalizacja: Wrocław

Post » Pon lis 21, 2011 7:43 Re: King, prawdziwy dachowiec, króluje (chwilowo?) na pokojach

Kingowi ani w głowie bieganie po mieszkaniu i znaczenie terenu (a przecież widziałam go przy pracy...). Teraz najchętniej wyleguje się na stoliku przy kaloryferze. Nie próbuje tez w żaden sposób wydostać się na wolność.
Na pewno jest starszy niż myślałam. Teraz je suche(którego przedtem nie tykał) z apetytem, ale jednocześnie dużo pije (i dużo i bardzo aromatycznie siusia(ale nie znaczy!)).
Barę razy warknął z lekka na młode ( kastrowane) i jeszcze młodsze (niekastrowane) kocurki, ale starsze koty traktuje jak jakby od zawsze się znali (i one jego też).
To nie pierwszy niekastrowany kocur wolnożyjący, który zaskoczył mnie dobrymi manierami. Jednak przez trzy lata obserwowałam z jakim zapałem King biegał wokół swojego terenu i znaczył wszystko co się dało. Nawet górną krawędź wysokiego ogrodzenia zabezpieczonego drutem kolczastym.
A jednak jedynym bardzo pogryzionym kocurem kilka razy do roku w okolicy był właśnie on...
No i pieszczoch z niego straszny!

ossett

 
Posty: 3888
Od: Pon lis 20, 2006 14:08
Lokalizacja: Wrocław

Post » Sob gru 03, 2011 8:13 Re: Święte prawo własności kota Kinga - Prawdziwego Dachowca

King już od dawna nie wyleguje się w klatce. Najwyżej od czasu do czasu na niej. Czasem w niej sika, robi kupę albo je (przy zamkniętych drzwiczkach). A jednak muszę ją już uważać za jego wyłączną własność. Owszem koty mogą sobie z niej korzystać na prawach gości zaakceptowanych przez Kinga (a zaakceptował wszystkich domowników), ale nic poza tym.
Chciałam w niej umieścić chorego syjamskiego kocura Andrzejka(przyszedł(wrócił po latach?) umrzeć w piwnicy akurat w Andrzejki), żeby mógł sobie rozprostować nogi bo już zaczął się ruszać, ale to bardzo zdenerwowało Kinga. Biegał machając ogonem jak nigdy dotąd, domagał się głośno wpuszczenia do kuchni(wypuszczenia z domu?), a potem w bardzo widowiskowy i zgrabny sposób obficie nasikał ze stołu na podłogę. Wyprowadziłam Andrzejka z klatki i King może już w spokoju na niej leżeć.

ossett

 
Posty: 3888
Od: Pon lis 20, 2006 14:08
Lokalizacja: Wrocław

[poprzednia]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Nikolayprofs i 75 gości