Moja mama powiedziała że sie wyprowadza na czas mojego trzymania kotów

i jak powiedziala tak zrobiła, dzis drugi dzien mieszka u jakiejś koleżanki

Nie ma żadnego uczulenia ani nic po prostu 'NIE I JUZ' i sie obraziła...Cóż..
Kociaki sie mają dobrze daje im kropelki i żel są PRZEUROCZE , cudowne i kochane nie moge uiwierzyć że koty z działki totalnie dzikie nie pokazują cienia agresji wobec człowieka są tylko baaardzo przestraszone i jak narazie wiekszośc czasu spędzają pod meblami.
Ja miałam swoją drogą niezłą przygode wczoraj, która sie skonczyla w szpitalu
Otóż mam starą PRLowską cięęęęęęężką wersalkę która stoi w pokoju gdzie siedzą koty, no i wczoraj chcąc złapać jedną do pogłaskania i wkroplenia do oczu lekarstwa odepchnęłam ją od ściany bo kotka tam siedziała, i opierając się o oparcie wyciągałam za nią ręce próbując złapać kota...Nagle wersalka się rozłożyła z wielkim hukiem a moja twarz wylądowała z całym impetem na ścianie

Nos krawił niemiłosiernie, była jakaś 2 w nocy i oczywiscie w krzyk 'O BOZE ZLAMALAM NOS AA BEDE BRZYDKA DO KONCA ZYCIA ALA MOJ NOS ' i krew wszedzie także generalnie fajny wieczór.Wziełam szybko taksówke i pojechałam do szpitala , prześwietlili mnie i okazało się że nie jest złamany ale jak ja byłam przerażona to nikomu nie życze takich przygód...Dzisiaj siedze z wielkim opuchnietym kartoflem i próbuje socjalizować kociaki ale nadal się boją.Ale jestem dobrej myśli
