To już na spokojnie - Gołąbeczka odsypia na poduszce elektrycznej a ja dochodzę do siebie. Bardzo mnie zmartwiło pogorszenie w nocy, mocznik był wysoki, ale Gołąb rozrabiał na stole przy pobieraniu krwi. To, plus jej apetyt przy wysokim moczniku przeważyło szalę, żeby jednak spróbować dalszego leczenia.
Dr. Mieszko pitolił się z nami cały dyżur, zadanie miał niełatwe. Skutek doraźny na razie jest, w środę jesteśmy umówieni na kontrole, jeśli nic się nie wydarzy. Ponieważ kot jest napompowany PWE, chwilowo mamy przerwę od kroplówek - zawsze coś.
Koszt dzisiejszych zabiegów to 220 zł. W rozliczeniu dodałam 60 zł, które na zasadzie umowy dżentelmeńskiej wyasygnowałam na paliwo osobie, która mnie wozi - samochód na siki nie chce jeździć

. Zazwyczaj takich wydatków nie uwzględniam, ale w obecnej sytuacji każda złotówka to dla mnie obciążenie. Dojdą jeszcze koszty, których nie widać - zużycia wody i prądu na pranie chociażby, ale to już inna historia.
Ponieważ Gołąbeczka walczy, to walczę i ja - bardzo proszę o pomoc

! Nie chcę, żeby lecznica kredytowała mi zabiegi, bo są to procedury, do których zużywa się materiały i odczynniki, które kosztują. Nie mogę moich problemów przerzucać na lecznicę, która i tak bardzo pomaga i mi i wielu bezdomnym zwierzętom.