DZIEŃ, W KTÓRYM NIUSIA WLAZŁA NA DRZEWOA było tak.
Ranek tego dnia był chłodny i suchy. Doskonały czas na pieszą wędrówkę na budowę. Jak zwykle wybrali się wszyscy. Pierwsza szła Niusia i prowadziła za sobą kobietę. Nad bezpieczeństwem czuwała Ominia oblatując w kółko teren. Amelka, jak to pajacyk, skakała radośnie. Malutka Ałła chcąc zmylić przeciwnika chowała się w trawie i skradała niezauważona.
Na końcu jak zawsze biegł Myszolek i zadawał nie całkiem nieme pytania: A gdzie idziemy? A po co idziemy? A co będziemy robić? A czemu tutaj? A co to? A kiedy wrócimy ???
Cała grupa dziarskim krokiem wkroczyła na plac zabaw i rozpoczęła radosne harce. Biegi, skoki, gonitwy, rozkopywanie górek piachu, obwąchiwanie patyczków... Niusia i Amelką z wielkim zapałem rozpoczęły zabawę w berka. Trochę w tym przeszkadzała plącząca się za Niusią kobieta, ale wszyscy wiedzieli, że bardzo się stara nadążyć, więc traktowali ją z wyrozumialością. Wiadomo, że trening czyni mistrza, więc może w końcu i taka kobieta nauczy się szybkich zwrotów i przebiegania pod krzaczkiem. Może.
Po gonitwach w ramach odpoczynku dziewczęta udały się do sadu. Amelka wskoczyła na wysoki pieniek. Ominia w mgnieniu oka wdrapała się na śliwę. Za nią szybciutko wdrapała się Niusia.
Kobieta zamarła w niemym zachwycie i westchnęła z rezygnacją: Znowu nie mam aparatu, nikt mi nie uwierzy ...
Niusia uczepiona łapkami za gałązki rozejrzała się wokół z wielkim zainteresowaniem. Świat z góry wyglądał jednak inaczej, ale nie aż tak ciekawie, żeby w nieskończoność wisieć na drzewie. Niusia podjęła więc decyzję o zejściu na ziemię i szybciutko, pomagając sobie tylną łapkę, zsunęła się z drzewa. Prawdę powiedziawszy, nie mogła zrobić tego należycie szybko, bo kobieta przeszkadzała potwornie pchając się z łapami. Pomoc... a komu potrzebna była pomoc ?!
Nabiegawszy się dowoli towarzystwo wróciło do domu i udało się na odpoczynek. Tylko kobieta poleciała do komputera, że ona koniecznie musi wszystko opisać. Wielkie halo, kot wlazł na drzewo...
