Wczoraj Kropcia zepsuła mi humor na cały weekend.
Jak
Otóż moja słodka, delikatna, lękliwa Kropcia POBIŁA obcego kota, który popełnił ten błąd, że wlazł po płocie do naszego - przepraszam: Kropcinego - ogródka w biały dzień.
To było przed 15-tą. Wiał wicher, lał deszcz i myślę, że obcy biedak raczej nie wyszedł na spacer, tylko szukał schronienia, a może i czegoś do jedzenia. W każdym razie, Kropcia nagle pobiegła do kuchni, bo tam było uchylone okno. Popatrzyłam do ogródka, żeby zobaczyć, co ją tak zaciekawiło i zobaczyłam biało-burego kota, stojącego koło drzewek. Pobiegłam do kuchni i zaczęłam na niego kiciać. Kropcia, która siedziała jeszcze w pobliżu okna, wyprysnęła nagle i popędziła w kierunku kota. Zatrzymała się metr od niego - myślałam, że tylko chce mu się przyjrzeć, a ten biedak stał, zmylony moim kicianiem. Nagle Kropcia zawyła dziko, wrzasnęła i rzuciła się na niego, przewracając go na plecy i starając się złapać go za gardło. Biedne kocisko wyrwało się i bardzo sprawnie wdrapało na płot i uciekło. Kropcia, wyjąc i wrzeszcząc, aż echo niosło się od sąsiednich budynków, popędziła do płotu, pod tuje. Tam dalej wrzeszczała, jak opętana, więc z kolei ja pobiegłam zabrać ją stamtąd, bo już mnie szlag trafiał

Wywlokłam ją po ziemi, syczącą i wrzeszcącą wściekle teraz na mnie i zabrałam do domu. Kiciałam jeszcze trochę, ale po tym kocie nie było już śladu.
No i w tej sytuacji trudno się dziwić, że co parę dni, w nocy oczywiście, jakieś koty obsikują nam progi, okna, futryny, a raz nawet obsikano kaktusa
