wczoraj Kida mnie wystraszyła... nie chciała jeść, była osowiała - jakby "powtórka z rozrywki" z nerkami

więc wzięłam kotę na ręcę i fruu do weta (niestety pożyczyłam swój transporter, więc Kida jechała bez pasów

). dostała kroplówkę, leki, pobrano krew do badania - oczywiście walczyła jak lwica

parametry były lekko podwyższone, ale były
dzisiaj Kida czuje się o niebo lepiej, a na wizycie u weta - gdy trzymał ją mój miły mąż - zachowywała się jak aniołek, nawet przy zastrzykach - wetka była w szoku

ten mój mąż ma w sobie chyba jakies kocie feromony czy cóś...
