Mój biały misio powędrował za TM, a mi pękło serce...
Kay był nerkowcem, chociaż ostatnie wyniki były idealne, był pod stałą opieką weterynaryjną. Wczoraj mocznica zaatakowała ze zdwojoną siłą. Kay był słaby, odwodniony, wymiotował, ale mimo to, miał siłę mruczeć. Zgodnie za radą przyjaciółki (podczas naszej rozmowy gg) podjęłam decyzję o zabraniu Kaya do lecznicy całodobowej. Dostał płyny i leki. Dzisiaj rano przeżyłam szok, bo Kay wyszedł spod łóżka i się... przewrócił

Zareagował agresją na próbę wsadzenia go do transportera (musiałam go pakować w rękawiczkach i grubym kocu. Musiał zostać uśpiony do badania, bo rzucał się i syczał
Wyniki badań - kolejny szok. Wszystkie parametry mocno powyżej, powyżej normy

Wątroba i nerki (!) do tego uraz neurologiczny. Ten kot nie miał prawa żyć z takimi wynikami. Na mocznik zabrakło już krwi... zapach z pysia mocno wyczuwalny. Zapadła decyzja - leczymy albo usypiamy. Powiedziałam że leczymy. Niestety, nie udało się... Kay zmarł na stole, w trakcie pobierania krwi na mocznik. Udusił się... potem wetka pozwoliła mu odejść. Czekam na wynik sekcji.
To był wyjątkowy kot, kiedy widział że ktoś siada na łóżku.. zaraz wskakiwał, mruczał, ugniatał. Strzelał takie baranki że można było stracić nos. Zawsze radosny, Zaufał nam...
Nie wiem co będzie dalej... moje życie się już skończyło. Nie wyobrażam go sobie bez Kaya. Kiedy patrzę na jego miejsce na fotelu... puste... Ono zawsze będzie na niego czekało. My zresztą też.
Nie jestem w stanie napisać nic więcej...
[']