Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy
kotkins pisze:Hadronida pisze:Nemi pisze:ka_towiczanka pisze:(...)Tylko definicja, co jest " pomocą " - już budzi wątpliwości, rozpatrywane właśnie w konkretnych przypadkach.
Nie sądzę. Co jest pomocą - zawsze jest łatwo zdefiniować. Np jeden kot wymaga zszycia rany, inny podania antybiotyku. Inny zabrania z miejsca, gdzie aktualnie przebywa. Jasne i proste.
Myślę, że tu problem, albo dylemat jest inny :
1. Pomagamy konkretnemu kotu, który potrzebuje pomocy, nie patrząc na okoliczności
2. Próbujemy uczynić świat kociego ogółu lepszym, skazując jednego na cierpienie, przez nie dokonanie zakupu w pseudohodowli
Dylemat pt.2 tak naprawde jest czystą imaginacją.To nie jest wojna ludzka na której faktem poświęcało się /i to słabsze jednostki/żeby ratować bardziej wartościowe czy siatkę ludzi.Nie wykupienie zwierzęcia od pseudo niczego nie zmieni,chyba że ktoś na maksa uwielbia się łudzić.To tylko iluzja osób którym się jakieś działania ekonomiczne mylą z ratowaniem życia.
Nigdy nie poświece się słabszego by ratować lepszego.
To zasada medycyny wojskowej- lepszy czyli mniej ranny może jeszcze walczyć, słabszy mino pomocy pewnie umrze więc po co mu pomagać...
Niezgodne z przysięgą Hipokratesa.
Nawet w kocim ujęciu.
pwpw pisze:Hadronida
A co powiesz na moją, rodzinną historię:
Wczesna jesień 39r, do prowincjonalnego szpitala trafia chłopka z przebitą stopą zardzewiałym gwoździem, rodzina się stara, kupuje penicylinę i ją daje do szpitala, by podać kobiecie, ? jednak lekarz decyduje, że lek poda żołnierzowi, obrońcy Polski, chłopka umiera.
Życie nie jest czarno-białe, nie ma jedynie słusznych prawd, a to, co decyduje o tym, jak dziś nam się żyje, to to na ile potrafimy być dla siebie i zwierząt ludźmi.
Edit: albo kolejna: mój dziadek, po wojnie już nie hodował koni, prosty chłop, konie nierasowe, poszły i zginęły na froncie. Nikt im pomnika nie postawił, jedynie dziadek wciąż o nich opowiadał, do znudzenia... O Janowskich, rasowych koniach ratowanych z wojennej zawieruchy są dokumenty, są książki.. te wspominał jeden człowiek, który je pokochał.
Oczyszczoną penicylinę uzyskano w Oksfordzie w Szkole Patologii sir Williama Dunna latem roku 1940. Sukces ten był dziełem profesorów Howarda Floreya z Adelajdy w południowej Australii i Ernesta Chaina, żydowskiego uchodźcy z Niemiec. Florey ogłosił wyniki ich badań w artykule „Penicylina jako środek chemioterapii" opublikowanym w piśmie „Lancet" z 24 sierpnia 1940 r.
Pierwszy raz oczyszczoną penicylinę zastosowano w warunkach klinicznych w Radcliffe Infirmary 12 lutego 1941 r. Pacjentem był policjant cierpiący na ogólne zatrucie krwi spowodowane małym wrzodem w kąciku ust. Po podaniu w ciągu doby 800 mg penicyliny odnotowano zadziwiającą poprawę w stanie chorego, jednak po pięciu dniach zespół Floreya wyczerpał cały światowy zapas lekarstwa i pacjent zmarł.
Pierwszą penicylinową kurację zakończoną pełnym sukcesem zaczęto w tym samym szpitalu 3 maja 1941 r. Pacjentowi z czterocalowym karbunkułem podawano lek dożylnie. Po czterech dniach objęty infekcją obszar był już prawie wyleczony, a 15 maja pacjenta wypisano ze szpitala. Latem 1941 r. w Szkole Patologii sir Williama Dunna prof. Chain uruchomił produkcję penicyliny na większą skalę. Pierwszym prywatnym producentem leku była firma Kemball, Bishop & Co. z Bromley-by-Bow, która pierwszą partię dwudziestu dziesięcio-galonowych baniek penicyliny dostarczyła 11 września 1942 r. do Szkoły Patologii „jako bezpłatny dar przeznaczony na potrzeby nauki".
Większość penicyliny produkowanej w Wielkiej Brytanii w czasie drugiej wojny światowej przeznaczana była do użytku wojskowego. Pierwszym krajem, gdzie stała się ona powszechnie dostępna, była Australia - ojczyzna prof. Floreya - gdzie w 1943 r. ruszyła produkcja w Commonwealth Serum Laboratories w Melbourne.
pwpw pisze:Hadronida
A co powiesz na moją, rodzinną historię:
Wczesna jesień 39r, do prowincjonalnego szpitala trafia chłopka z przebitą stopą zardzewiałym gwoździem, rodzina się stara, kupuje penicylinę i ją daje do szpitala, by podać kobiecie, jednak lekarz decyduje, że lek poda żołnierzowi, obrońcy Polski, chłopka umiera.
Życie nie jest czarno-białe, nie ma jedynie słusznych prawd, a to, co decyduje o tym, jak dziś nam się żyje, to to na ile potrafimy być dla siebie i zwierząt ludźmi.
Edit: albo kolejna: mój dziadek, po wojnie już nie hodował koni, prosty chłop, konie nierasowe, poszły i zginęły na froncie. Nikt im pomnika nie postawił, jedynie dziadek wciąż o nich opowiadał, do znudzenia... O Janowskich, rasowych koniach ratowanych z wojennej zawieruchy są dokumenty, są książki.. te wspominał jeden człowiek, który je pokochał.
kotkins pisze:pwpw pisze:
Piękna historia i wiesz- jest mi bliski ten Twoj dziadek jak mało kto...Ja patrzę na świat przez pryzmat mojej kotki.
Już nie napisze jaki skarb wyciągnęłam z klatki- Fionka jest rózowo- błekitno- biała i ma anielski charakter.
I ja nie potrafię być obiektywna ,przyznaję to.
Znasz pewnie "Małego księcia" ...Fiona to moja "jedyna róża".
Trzeba kochać SWOJĄ różę...
Tak się sakłada ,że złożyłam przysięgę Hipokratesa.
I staram się -czasem jest trudno- jej dotrzymywać.
Lubię pracę i lubię ludzi.
I zawsze "nie szkodzę" .Jeśli się mylę albo nie wiem co zrobić to wysyłam do lepszych.
W tym kraju trudno być lekarzem dumnym z tego co robi.
Jeśli nie Teodor od Neigh to "inna róża".
Jeszcze jedną różę mogę mieć...
A penicylina pojawiła się w Eurpie w latach 40-stych.
Trzeba ją było sprowadzać z Niemiec.
W Polsce w latach 50-tych.
kotkins pisze:Legnica: to duże słowa...
Wiesz to jest tak: trzeba robić rzeczy małe.
Wykupić jednego kota.
Zrobić dobrze badanie jednego człowieka...
Łatwo być dobrym tak "ogólnie"...pojedyńczo jest trudniej...
Użytkownicy przeglądający ten dział: Google [Bot], kasiek1510 i 54 gości