Byliśmy u weta, dostał kroplówkę, antybiotyk, maść na świerzb i został odpchlony.
O dziwo z nosa i z oczu przestało się lać zaraz jak wróciliśmy(czyżby antybiotyk tak szybko zadziałał, niemożliwe chyba?). Jest bardzo spokojny, prawie cały czas przysypia. Jeść nie chce wcale, wmusiłam w niego strzykawką ok 2,5 ml lekko rozcieńczonego żółtka, potem pół łyżeczki gerberka. Sam nic nie chce ruszyć, przypuszczam, że jest zagłodzony, nie wiadomo jak długo nie jadł. W brzuszku mu burczy. Myślę, że dobrze będzie go karmić często i po troszeczku, żeby żołądek przyzwyczaił się powoli do trawienia.
Martwi mnie, że jest taki słabiutki, przed wizytą u weta wydawał się bardziej żywotny. Może go leki osłabiły?...Albo po prostu poczuł się już na tyle bezpiecznie, że odsypia

Dobrze by było, żeby się też wysiusiał, póki tego nie zrobi będę niespokojna. Boję się o nerki, mam fioła na tym punkcie.
Nazwałam go Apsik

Zdjęcie na razie tylko jedno, bo baterie nie wytrzymały.

Uploaded with
ImageShack.usŻeby było zabawniej, stanęłam po południu oko w oko z moim uciekinierem(na 99% to on). Skubaniec siedzi sobie w opuszczonym ogrodzie, jakieś 10 metrów od mojej kamienicy, jest tam regularnie karmiony, wygląda bardzo dobrze. Zakumplował się najwyraźniej z drugim kociakiem z miotu(ten jest w znacznie lepszym stanie) i nie ma zamiaru wracać

A ja od dwóch tygodni leje łzy, nie śpię po nocach, skaczę przez płoty i latam z walerianą. Ale dopadnę go i rozliczę się z nim, polecą jajeczka

Niech tylko zorganizuję klatkę-łapkę.
Swoją drogą, jak to dziwnie się układa czasem. Miało już mnie nie być w Krk, gdyby ten zakapior nie zwiał, nie znalazłabym też Apsika. Tak ma szanse przeżyć. A Mysior sobie bytuje wraz z jego rodzinką.
