Jeden z moich tymczasów poważnie się rozchorował. Tak w skrócie to myślałam,że męczą go robale, ale to coś poważniejszego. Jest teraz leczony (ma podawany juz drugi antybiotyk, kroplówki, zbijamy wysoka gorączkę itd.), czekamy na wyniki wirusówek. Jak na razie wiem, że to nie białaczka i nie FIV, reszta wyników będzie pewnie po weekendzie.
Marus ciężko i szybko oddycha i nie chce jeść. Przez ostatnie pare dni udawało mi sie go namówić na minimalne ilości jedzenia, ale dzis ani puszka, ani kurczak, ani rosołek z tegoż kurczaka, najlepszy (najbardziej smrodliwy) tuńczyk ani szynka nie kuszą go nic a nic

Jutro pojadę z nim na rentgen i na kroplówkę. Niestety nasza pani weterynarz jest w rozjazdach i będę musiała badać Marusia gdzie indziej. W międzyczasie chciałabym go dożywić bo bida z nędza z niego

Może też wiecie gdzie w W-wie lub Pruszkowie można nieco taniej zrobić zdjęcie rentgenowskie? Z kasą już jest krucho, a ani poprawy ani końca leczenia nie widać.
Jak już z jego oczami i resztą ciałka jest w miarę ok to musiało sie posypać co innego. Teraz zamist upierdliwego, wiecznie głodnego pzytulaka mam takiego dyszącego, nastroszonego bidusia, aż się serce kraje...
A to nasz Marunio

, jest tez w wątku ślepaczkowym:
viewtopic.php?f=1&t=127731&p=7471220&hilit=maru%C5%9B#p7471220