Święte prawo własności kota Kinga - Prawdziwego Dachowca

Kocie pogawędki

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Nie kwi 10, 2011 21:20 Re: Oswajanie dzikiej CÓRY klanu prawdziwych dachowców

:D

jessi74

Avatar użytkownika
 
Posty: 14236
Od: Sob kwi 11, 2009 23:21
Lokalizacja: wro

Post » Pon kwi 11, 2011 15:47 Re: Oswajanie dzikiej CÓRY klanu prawdziwych dachowców

Prawe oczko Hime w piątek zaczęło łzawić.

W sobotę zaciskała je i widać było ropę ( białawą).

Wczoraj i dzisiaj dalej zaciskała to jedno oczko, ale ropy już nie widać.

Lekarz mówi, że to może być infekcja Clamydią ( po mizianiu z Bufim może ?- Bufi ma tylko zapalenie pęcherza jak się okazało (powtórzyło się po roku...)dostał dziś zastrzyki: steryd +antybiotyk).

Mnie się wydaje, że może coś jej do oczka wpadło...
Ale trzeba by ją zanieść do lekarza, przepchać do klatki ściskarki, uśpić i sprawdzić...

Na razie lekarz zapisał Unidox.

ossett

 
Posty: 3888
Od: Pon lis 20, 2006 14:08
Lokalizacja: Wrocław

Post » Śro kwi 13, 2011 6:47 Re: Oswajanie dzikiej CÓRY klanu prawdziwych dachowców

Chyba jednak coś jej do tego oczka wpadło, a potem wyszło z ropą.
Wczoraj już mniej to oczko zaciskała, a dzisiaj już (po jednej dozie)antybiotyku otwiera je prawie tak szeroko jak to zdrowe.

Na mój widok się chowa(chyba, że widzi, że jestem bardzo daleko(w przedpokoju), ale przy kotach barankuje (na ruję chyba jednak za wcześnie; wyraźnie nie jest już tak bardzo nieszczęśliwa.

ossett

 
Posty: 3888
Od: Pon lis 20, 2006 14:08
Lokalizacja: Wrocław

Post » Śro cze 08, 2011 6:15 Re: Oswajanie dzikiej CÓRY klanu prawdziwych dachowców

W czwartek minie trzy tygodnie jak Hime zaskoczyła mnie nagłym odruchem dzikości. Już nie chowała się na mój widok, leżała sobie spokojnie w obecności ludzi, aż tu nagle pacnęła mnie pazurem do krwi straszliwie sycząc i szczerząc zęby, jak grzebałam ręką w jej klatce. Tłumaczyłam to sobie tym, że oswoiła się na tyle,że przestała się mnie bać, ale już następnego dnia rano okazało się jak bardzo się myliłam. Po dwóch miesiącach siedzenia w klatce Hime urodziła trzy kociaki. Była więc w ciąży, kiedy ją złapałam. Do ostatniej chwili nic nie było po niej widać... Oswajam więc w tej chwili bardzo troskliwą dziką mamusię karmiącą dwa kociaki. Jednego, jak mi się wydawało(teraz nie wiem czy nie myliłam się jednak...) odrzuciła, ale jest on wychowywany przez inną kocią mamę(oswojoną) razem z jej jednym dzieckiem (drugie zmarło w 2 dniu życia).
Ona również z daleka mimo zaawansowanej ciąży nie wyglądała na ciężarną...

ossett

 
Posty: 3888
Od: Pon lis 20, 2006 14:08
Lokalizacja: Wrocław

Post » Czw lip 14, 2011 5:56 Re: Oswajanie dzikiej CÓRY klanu prawdziwych dachowców

Nie miałam czasu opisywać procesu oswajania Hime(ale wrócę do tego, bo pewne sytuacje były zaskakujące) ale jeżeli kota, który przepycha się przez tłumek kotów karmionych z ręki kurczakiem i trąca mnie łapką, aby też dostać kawałek do pyszczka można nazwać oswojonym, to Hime jest już oswojona..

Niczego nie robiłam na siłę.

Okolica z której pochodzi Hime pozornie jest dość przyjazna kotom.
Ale jednak tylko pozornie. Zbyt dużo tam jest ludzi, którym one przeszkadzają i zbyt dużo niebezpieczeństw (zwłaszcza chorób) Gdyby można je stamtąd dokądś zabrać...

Niestety są problemy z dwojgiem dzieci Hime wynikające z ich odrobaczania Vetminthem. Może przeżyją, może nie...
Narazie jest źle...
Trzecie, to odrzucone przez nią, ale wykarmione przez inną kotkę Ocelottę, mikroskopijny Kurdupelek Cwaniaczek niestety tego odrobaczania nie przeżył. Umarł wczoraj późnym wieczorem przeżywszy 7, 5 tygodnia. Losu nie udało mu się oszukać, bo truciznę w dawce obliczonej przez lekarza podałam mu własną ręką.
To już drugi przypadek poważnych problemów u moich kociaków w tym sezonie z tym środkiem...
Pewnie jest całkiem nieszkodliwy kiedy jest właściwie stosowany...
(Ja w to już nigdy nie uwierzę)
Ale zbyt łatwo jest go zastosować niewłaściwie, nawet lekarzowi.
Mam wrażenie, że lekarze niezbyt uważnie słuchają tego co im się o kociakach opowiada. I nawet nie wiadomo jak takiego podtrutego kociaka i zatkanego kociaka (truciznami wydzielonymi przez glisty? sfermentowanym jedzeniem?(wersja lekarki(dobrej!)) ratować.
I można tak od lekarza do lekarza chodzić i próbować, ale nawet jak to jest niedrogo to i tak zbyt drogo...

ossett

 
Posty: 3888
Od: Pon lis 20, 2006 14:08
Lokalizacja: Wrocław

Post » Czw lip 14, 2011 8:46 Re: Oswajanie dzikiej CÓRY klanu prawdziwych dachowców

Sprawdziłam w książeczce mojej najstarszej kotki (7 lat).

Wtedy i jeszcze długo potem kociaki odrobaczało się flubendazolem albo pyrantelem. Kociakom to nie smakowało. zazwyczaj śliniły się co było uciążliwe.I to nie działało na tasiemca. Ale tasiemca zabijało się zastrzykiem. Nawet u małego kociaka. Ale podobno to jest za bardzo inwazyjne.
To usłyszałam w ostatni piątek w renomowanej lecznicy zanim podałam Kurdupelkowi Cwaniaczkowi wyznaczona przez lekarza dawkę Vetminthu(jak się okazało śmiertelną).
Moje prywatne zdanie jest takie, że to środek zabijający tasiemca zawarty w paście Vetminth często szkodzi.

Ostatnio usłyszałam w renomowanym gabinecie(ale takim w którym przeważnie leczy się koty z hodowli chyba...), że ponowne odrobaczanie pastą Vetminth albo Cestalem ma sens dopiero po 5 tygodniach. Dotąd mówiono mi, że trzeba powtórzyć po 10-14 dniach. Nie mnie jedną jednak dziwiło, że zdarzało się , że kot odrabaczany dwa razy w odstępach co najwyżej 14 dniowych parę tygodni po ostatrnim odrabaczaniu (i nie mający teoretycznie okazji do zarobaczenia się) wymiotuje robakami.

Przy okazji też dowiedziałam się, że w tym gabinecie sterylizuje się kocice wyłącznie za pomocą cięcia bocznego(baaaa...rdzo drogo) i że oni nie zalecaliby cięcia na brzuszku dla dzikich kotek(też takim zrobią w razie potrzeby, ale bez zniżki...).

ossett

 
Posty: 3888
Od: Pon lis 20, 2006 14:08
Lokalizacja: Wrocław

Post » Czw lip 14, 2011 20:09 Re: Oswajanie dzikiej CÓRY klanu prawdziwych dachowców

I jeszcze dla P.Ani
A to jeszcze filmik z nowego domku Filipka
http://www.youtube.com/watch?v=GrwGZ7hhQqg
Dla niedowiarków jak kotek bez łapki się porusza
Każdy kotek zostawia odcisk
swojej łapki w twoim sercu[

Figaro52

 
Posty: 1892
Od: Śro lip 22, 2009 5:09
Lokalizacja: WROCŁAW

Post » Czw lip 14, 2011 22:15 Re: Oswajanie dzikiej CÓRY klanu prawdziwych dachowców

Figaro52 pisze:I jeszcze dla P.Ani
A to jeszcze filmik z nowego domku Filipka
http://www.youtube.com/watch?v=GrwGZ7hhQqg
Dla niedowiarków jak kotek bez łapki się porusza


Pani Ania bardzo się ucieszy. Szkoda ,że ten drugi kociak (braciszek lub siostrzyczka) przepadł. Filipek to prawdziwy szczęściarz.
I po co kotu są potrzebne aż cztery łapy?
(Kiedyś był w schronisku taki czarny trójłapek co łaził po drzewach i dachach).
Trudno nawet zauważyć, że Filipek jest kaleką.


Ja mam kotka upośledzonego fizycznie od urodzenia, często się wywraca albo kręci wkoło, nie za bardzo wyrósł (można by go nazwać karzełkiem), ale świetnie sobie radzi, nie ma żadnych kompleksów, nawet atakuje duże koty skacząc na nie od tyłu, a te zwiewają przed nim w popłochu. Ma nawet ambicję wspinania się, ale nie daje rady zbyt wysoko. Jest przy tym bardzo bystry( i czuły).

ossett

 
Posty: 3888
Od: Pon lis 20, 2006 14:08
Lokalizacja: Wrocław

Post » Pon lip 18, 2011 23:22 Re: Oswajanie dzikiej CÓRY klanu prawdziwych dachowców

Pyza, tygryskowata córeczka Hime umarła wczoraj wieczorem w drodze od lekarza do domu. Lekarka już w ogóle nie miała zamiaru jej ratować, ale nieco zdziwiła się, że mała uspokoiła się po podaniu tlenu, kroplówce i innych lekach. I sama nabrała nadziei. Ale i tak Pyza zmarła. Tyle, że spokojnie.

Wydaje mi się,że jej stan został zarówno w środę jak i w sobotę zlekceważony(przez różnych lekarzy). Zwykle wydaje się, że jak się akurat ma za co i pójdzie w porę do lekarza to zwiększa to szanse kociaka. Ale jednak nie. Trzeba chyba jeszcze być bardziej przenikliwym i przewidującym od niego. Więcej wiedzieć. I mieć pełny portfel, żeby mieć śmiałość wymagać i upierać się przy czymś.

Z trojga dzieci Hime przeżył tylko Czarny. Paradoksalnie to on czuł się bardzo źle w środę... Ale już w czwartek zaczął nagle dochodzić do formy. To on właśnie wkrótce po podaniu Vetminthu zwymiotował cała zawartość żołądka i dwunastnicy i niestety lekarz ponownie podał mu Vetminth następnego dnia. W srodę to włąsnie on miał bardzo obniżoną temperaturę. Nie robiłam mu nawet lewatywy(Pyzie zrobiłam i wyrobiła dużą ilośc cuchnącej brunatnej cieczy).. Ale to on właśnie w czwartek poczuł nagle apetyt: najpierw na surowe serce wołowe, potem duzo pił, potem długo spał, potem wybrał sobie prawie rozgotowana skórę z szyi kurczaka (ostatnia lekarka była oburzona ,ze coś takiego daję kociakowi), bardzo dużo jej zjadł. Dużo spał. I od tej chwili był OK. Okazało się, ze nie stracił prawie nic na wadze po tygodniu od tego fatalnego odrobaczania.
A Pyza słabła chociaż była silniejsza od Czarnwgo. Straciła 100 g w ciągu tygodnia.
Nie powinno się chyba odrobaczać kociąt niehodowlanych Vetminthem i lekarze weterynarii powinni to chyba uświadomić sobie zanim poda się tą pastę, bo przecież i drogiemu kociakowi z hodowli może zdarzyć się, że ma robaki(chyba chodzi tu o glisty...) i odrobaczanie mu zaszkodzi. Jak kociak nie ma glist to można chyba smiało ten Vetminth mu podać.

ossett

 
Posty: 3888
Od: Pon lis 20, 2006 14:08
Lokalizacja: Wrocław

Post » Czw lip 21, 2011 23:28 Re: Oswajanie dzikiej CÓRY klanu prawdziwych dachowców

Z ulicy przez szczelinę widać tylko oczy kocie w ciemności, ale zdjęcie zrobione prostym aparatem cyfrowym pokazuje dokładnie jej zawartość.
Te trzy kociaki to wnuczęta Queen. W sumie jest ich pięć, a myślałam ,że tylko cztery. Dwa porwałam kilka tygodni temu, jak wyszły z tej piwniczki przez szczelinę i nie mogły wejść z powrotem. Zostały więc dwa. Ale nagle zaczął się pokazywać jakiś z wzorem żółwiowym. Na tym zdjęciu widać go przytulonego do czarnego i biało-czarnego.Najprawdopodobniej są rodzeństwem., Jest tam jeszcze gdzieś ich pręgowany rówieśnik-wujek lub ciocia. Mają się bardzo dobrze.

Obrazek
Ta piwnica jest świetnie położona. Wszędzie z niej blisko -tuż obok eleganckie piwnice do których koty mają wstęp wzbroniony i w której mieszkają szczury(i jakoś z niej wychodzą różnymi dziurami...),nieco dalej podwórze bezpieczne przez całą noc i pół dnia. Jest też czysta i wolna od kocich mikrobów; przedtem żadne koty w niej nie mieszkały.
W starych piwnicach Queen zrobiło się tłoczno. Każdy może tam wejść. Oprócz dalekich krewnych Queen zamieszkali też tam ludzie, którzy hałasują i smrodzą w różny sposób(ale są raczej kociolubni).

Tą porwana dwójkę odrobaczałam 7 czerwca Vermithem i o mało jej tym nie zabiłam. Przeszło tydzień walczyły o życie.
Tak wtedy wyglądały. Ale przeżyły, wydobrzały i ja uwierzyłam, że to prostu dawka Vetmintu była żle dobrana.
Obrazek
Dostały drugi raz Vetmint (był widoczny tasiemiec) razem z dziećmi Hime. Tym razem już zniosły go dobrze (pewnie nie miały już glist, ale czy tasiemiec został zlikwidowany to nie wiem.

Natomiast te co zostały w piwnicy żyją sobie nieźle z robakami pod opieką matki, babki, ciotek i Kinga ( chwilę po porwaniu dwóch kociąt King biegał miaucząc jak oszalały i zaglądał we wszystkie kąty na podwórzu nie zwracając uwagi na mnie i ulubiony pasztecik. Myślałam wtedy, że jest czymś zatruty...)

Wiem, że robaki zabijają bo znajdowałam w piwnicach podrośnięte martwe kociaki, którym pozornie nic nie dolegało (a ewidentnie miały robaki), ale nie zawsze.
Pytanie, czy i jak odrobaczać dorosłego kota wolnożyjącego, który parę lat co najmniej nie był odrobaczany?

Czym odrobaczyć Kinga, który jest chudy jak szczapa, a ostatnio pół pyszczka miał czymś żrącym pomazane(ale już wytworzył mu się strup). Rany po kolejnych walkach już mu się zagoiły, ale teraz ten strup...

ossett

 
Posty: 3888
Od: Pon lis 20, 2006 14:08
Lokalizacja: Wrocław

Post » Sob lip 23, 2011 8:29 Re: Tragedia dzikiej CÓRY klanu prawdziwych dachowców(i moja)

Nie robiłam zdjęć Hime karmiących dwa tłuste kocięta. Nie robiłam im zdjęć jak zaczęły chodzić i wyrywać się z klatki. Nie robiłam zdjęć jak biegały, bawiły się i były rozpieszczane przez ciocie i wujków.
Wydawały się bezpieczne w domu, a mnie było ciągle brak czasu.
Teraz Pyza, słodka, niezależna i bardzo energiczna tygryska, już nie zyje... Zmarła w męczarniach 9 dni po odrobaczaniu dawką Vetminthu wyliczona przez lekarza.. Chodziłam z nią w ciągu tych 9 dni do lekarzy...

Może gdybym miała więcej pieniędzy i była bardziej namolna i wymagająca to Pyza by żyła...

Przeżyła tylko 8 tygodni, ale już wykazała się niezwykłym charakterem i nie da się jej zapomnieć...

Mam za to parę zdjęć Kurdupelka Cwaniaczka jej malutkiego braciszka odrzuconego przez młodą i niedoświadczoną Hime (był bardzo malutki i wyglądał dziwnie, ale był niesłychanie energiczny i pomysłowy). On też zmarł w męczarniach, ale już 4 dnia po tym fatalnym odrobaczaniu. Nie zdżyłam nawet z nim do lekarza, ale jak widać i tak by to mu nie pomogło.
Na zdjęciu poniżej Ocelotta (także kotka z klanu, urodzona mama, wszystkie kociaki są jej) karmi cztery kociaki: swojego rodzonego(pierwszy od lewej), Cwaniaczka(drugi od lewej) i dwa z piwnicy(już odratowane po zatruciu (robakami, vetminthem, tym i tym?). Cwaniaczek potrafił odepchnąć od cyca inne dużo większe i silniejsze koty. Miał świetne pomysły.Żył tylko 7,5 tygodni, ale nie można go zapomnieć...Był specjalny i niepowtarzalny (tak jak każdy kociak chyba).

Obrazek

ossett

 
Posty: 3888
Od: Pon lis 20, 2006 14:08
Lokalizacja: Wrocław

Post » Sob lip 23, 2011 12:15 Re: Tragedia dzikiej CÓRY klanu prawdziwych dachowców(i moja)

Hime : jeszcze z trójką dzieci w brzuszku o czym nikt nic nie wiedziała aż do ostatniej chwili...
Potem długo siedziała z dwojgiem z nich w tym pudełku. Wykarmiła je tak, że wygladały jak poduszeczki z troczkami. Ale Pyza szybko zaczęła przypełzać w moim kierunku nawet jak jej mama jej na to nie pozwalała...
A potem pierwsza przecisnęła się na zewnątrz klatki przez małą szparę u podstawy klatki. Nie wiadomo jak to jej sie udało, bo bardzo była gruba. To ona zmusiła mnie do otwarcia klatki bo bardzo krzyczała i probowala wyważyc kraty. To ona zachęciła mamę do wyjścia z klatki bo nie chciała do niej wrócić.

Obrazek

Gdybym nie złapała jej mamy to być może ona właśnie zostałaby Królową tej okolicy (albo gdybym jednak nie odrobaczała jej niesprawdzonym przeze mnie środkiem) to wyrosłaby na wspaniałą Kocicę o bardzo silnym charakterze...
Żyła tylko 8 tygodni.
Tylko takie mam zdjęcia Pyzy. Dużo jeszcze czasu spędzała z płochliwą mamą nawet poza klatką... Nie widać nawet jej pyszczka. To ta bura z przodu:

Obrazek

Obrazek

Głęboki kamienny garnek na powyższym zdjęciu nie zawiera wody bo Kurdupelek Cwaniaczek lubił sobie chodzic po jego krawędzi i bałam się,ze spadnie do garnka i utopi się..

ossett

 
Posty: 3888
Od: Pon lis 20, 2006 14:08
Lokalizacja: Wrocław

Post » Sob lip 23, 2011 12:25 Re: Tragedia dzikiej CÓRY klanu prawdziwych dachowców(i moja)

Hime odrzuciła Kurdupelka Cwaniaczka parę kilka godzin po urodzeniu.
Chyba za bardzo rozrabiał i dziwnie wyglądał: był dużo mniejszy niż pozostała dwójka.
Całą noc spędził w pudełeczku owinięty watą i ogrzewany butelkami z wodą, ale rano odkryła go Ocelotta i natychmiast zaadoptowała. Potem jeszcze sprawdzała , czy w tym pudełku nie ma więcej kociąt.

Przez pewien czas karmiła dwa; rodzonego synka i Cwaniaczka. Cwaniaczek zawsze wybierał sobie lepiej wyrobiony cycuszek.
(Ocelotta urodziła dwa, ale drugi kociak umarł po dwóch dniach mimo prób ratowania na UP).

To Ocelotta karmiąca swojego synka i Kurdupelka Cwaniaczka (na pierwszym zdjęciu ten z tyłu to Cwaniaczek, a ten z otwartym pyszczkiem to rodzony synek Ocelotty):
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

I tutaj Kurdupelek Cwaniaczek. Albo wszędzie gio było pełno albo tak się schował,że nie można go było znaleźć:

Obrazek


Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

ossett

 
Posty: 3888
Od: Pon lis 20, 2006 14:08
Lokalizacja: Wrocław

Post » Sob lip 23, 2011 16:46 Re: Tragedia dzikiej CÓRY klanu prawdziwych dachowców(i moja)

Gdyby Pyza urodziła się w piwnicach i tam została, to prawie na pewno zostałaby Ważną Kocicą, Królową, bo była bardzo odważna i energiczna.
Na pewno nie żyłaby tak długo jak kocice domowe, żyłaby krótko (rok, dwa co najwyżej trzy lata), ale jej życie byłoby bardzo ciekawe.

Gdyby Kurdupelek Cwaniaczek urodził się w piwnicach to nie przeżyłby doby. Przez 7,5 tygodnia pokazał, że jest niepowtarzalna kocią osobowością. Ileż takich niezwykłych bezimiennych kotków umiera w piwnicach i zakamarkach?

Można zostawić je w spokoju, można je ratować i programować im życie, można zapobiegać ich urodzeniu. Żadna opcja nie wydaje mi się lepsza od innych.

Na pewno jednak nie powinny umierać z powodu błędów medycznych.

Obrazek

ossett

 
Posty: 3888
Od: Pon lis 20, 2006 14:08
Lokalizacja: Wrocław

Post » Nie lip 24, 2011 23:47 Re: Tragedia dzikiej CÓRY klanu prawdziwych dachowców(i moja)

A Hime jest chyba już odrobinę oswojona. Podchodzi blisko do mnie. Wącha mi rękę(bez jedzenia) i uderza mnie łapką (ze schowanymi pazurkami).
To chyba nieźle jak na 4 miesiące oswajania prawdziwie dzikiej (choć pozbawionej agresji) siedmiomiesięcznej kotki.

ossett

 
Posty: 3888
Od: Pon lis 20, 2006 14:08
Lokalizacja: Wrocław

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: nfd i 86 gości