dzięki w imieniu studentki

od kilku dni Caillou przyłazi do mnie w nocy i się wtula
Ponieważ śpię u córki
(wyjechała sobie na tydzień), skrobie pazurkami w drzwi tak długo, aż ją wpuszczę
ale jest tak grąco, że wtula się pyszczkiem w zgięcie łokcia, a resztę włochatego ciałka rozciąga na całą długość na brzegu łóżka
Albo kładzie mi się cichaczem na stopach (jak nie zamknę drzwi) i orientuję się, że mam kogoś na pokładzie dopiero kiedy próbuję się obrócić

Względnie rano przychodzi dać mi 6 tysięcy mokrych całusków i szczura - chyba na wymianę, szczur za chrupki

Ale zdarzyło mi się juz dwukrotnie, że ciemną nocą coś mnie nagle chapsnęło w stopę przez kołdrę. Coś, co zaatakowało spod łóżka.
Zdzisia spała obok, więc to nie mogła być ona.
Przez sen pomyślałam, że to Loki.
No ale Loki przecież nocami śpi wtulony w łydki Dużego.
I jak tak sennie rozważałam ten fakt nagle dotarło do mnie, że z góry zakładam, że to co nocami poluje człowiekowi na stopy, to kot.
A przecież to może, a nawet na
zdrowy rozum powinien być,
zombie
Całkiem już przebudzona zaczęłam wyobrażać sobie jak ten zombie leży pod łóżkiem, sięga ręką i łapie mnie za stopę, czekałam, że zaraz atak się powtórzy i snułam wizje tego, jak on tam pod tym łóżkiem wygląda i czy trochę się juz rozkłada i czy w związku z tym odpadają mu jakieś części, które będę musiała sprzątnąć na ranem, bo straszny gorąc
I wiecie,
prawie udało mi się samą siebie nastraszyć.
Ale tylko
prawie i tylko
raz.
Za drugim razem moja wyobraźnia stanowczo odmówiła współpracy i cały czas podsuwała obraz Lokiego
I teraz tak myślę, czy posiadanie kotów sprawia, że stajemy się ograniczeni (troszkę)?
Że już wszystko kojarzy się nam z kotami, wszędzie widzimy koty i każde zjawisko według nas ma
za przyczynę koty?
Czy już nigdy nie przestraszę się niczego nadprzyrodzonego, bo uznam, ze to po prostu koty świrują?
szkoda by trochę było ...
