No to będzie bal...
Właśnie wróciłyśmy z Crazy od weta. Hmmmmm, jak by to powiedzieć... Crazy jest przytulanką BO MA RUJĘ... Wet obejrzał sobie co nieco pod ogonkiem ( tzn. u Crazy obejrzał, nie sobie

) i tak powiedział. Uważa, że po sterylizacji został jej jakiś strzęp jajnika. Na razie kazał przeczekać i zobaczyć, co będzie, w razie czego będzie hamował zastrzykami. Oprócz tego miała strasznie brudne uszy. Już wyczyszczone, ale dostała atecortin w kroplach, mam jej zakraplać 2 razy dziennie. Oprócz tego... ma jeszcze resztki kataru. Dwa razy kichnęła (to dużo czy mało?, nic na ten temat nie wiem, bo z Miłką takich przygód nie mieliśmy...) i odrobinę jej się świeci pod noskiem. Dostała jakiś antybiotyk na B, chyba odmianę amoksycyliny, jutro jeszcze jeden ją czeka. Oprócz tego (to już prawie jak litania) nie bardzo podoba mi się jej oczko... Niby nic, ale coś mi w nim nie tak... Chociaż ja nigdy wcześniej nie miałam do czynienia z kotem bez oka... Jak myślicie, mogę jej przemywać zwykłą przegotowaną wodą? A może czymś specjalnym?
Dziś wieczorem jedziemy jeszcze z Młką na szczepienie, powtórzyć na okoliczność kataru (bo od ostatniego jakoś teraz upływa rok). Izolacji szczególnej wet nie nakazał, stwierdził, że w mieszkaniu równie dobrze ja mogę przenosić zarazki...
Grześ, DZIĘKI WIELKIE ZA TRANSPORT

. Później zaczęła się niezła zabawa. Grześ przywiózł nam Crazy do pracy i miałyśmy zaraz jechać do dra Paryzka na Grunwaldzką, ale było tyle roboty, że nie mogłam tak od razu wyjść. Kicia zwiedzała więc nasz zakład. Ponieważ całą drogę nie było sikania ani żadnych poważniejszych spraw

, kota postanowiła załatwić się do stojacego na podłodze pudła z papierami....

. Na szczęście nic szczególnie ważnego... Gorzej, że na "poważniejsze posiedzenie" wybrała sobie miejsce za szafką z komputerem, zapchane przedłużaczem i milionem kabli........ Hmm... skończyło sie na kartce "zaraz wracam" i ekspresowym sprzątaniu qpala oraz wycieraniu wszystkich kabli..... :/
Po tych wszystkich perypetich dotarłyśmy wreszcie do domu. Crazy rzuciła sie na michę jak szalona, miałam wrażenie, że oprócz zawartości zje zaraz naczynie....

. Potem obwąchała wszyskie kąty a teraz ułożyła się wygodnie na tapczanie i przysypia. A Miłka...... Jak tylko przyniosłam Crazy, nastroszyła ogon na widok klatki. Wygląda wtedy jak skunks. Potem kotki sie obwąchały, Crazy poszła jeść a Miłka schowała się za komodę. Na widok zbliżająej się Crazy posykuje teraz i warczy, ale tak raczej bez przekonania... Jak tylko Crazy znikała z oczu to Miłka (sycząc, rzecz jasna) sprawdzała, gdzie ta nowa jest.... W tej chwili Miłka siedzi na parapecie i przygląda się śpiącej, wtulonej w koc Crazy.....
Aha. Crazy jest jak piskorz. Jestem cała podrapana, bo czyszczenie uszu wymagało siedmiokrotnego (!) zawijania kota w ręcznik.... Nie wiem jakim cudem, ale u weta Crazy zamienia się nawet nie w ośmiornicę, ale w stonogę... Zawsze któraś łapa zostanie wolna...
No, to czekam na dobre rady

i pozdrawiam
P.S.1 To co? Przemywać jej delikatnie to oko?
P.S. 2 Na sierści Crazy ma coś jakby łupież... Gdzieś widziałam taki wątek ale nie mogę go znaleźć. Będę wdzięczna za link, jeśli ktoś z Was ma pod ręką
