Uff! Wszędzie dobrze, ale w domu - z kotami - najlepiej  
 Podróż w obie strony byłaby niemal przyjemnością, gdyby nie to koszmarne oczekiwanie na przesiadkę 3h w środku nocy w Warszawie (ale za tę cenę naprawdę nie powinnam marudzić 

 )
Pogodę chyba ustawił nam łaskawy palec boży  

   Fakt, pochmurno było przez dwa dni, ale gdyby w czasie rejsu na Hel przypiekło nas słoneczko tak, jak sobie to zamarzyliśmy (krakowskie ciołki, nieświadome siły nadmorskiego słońca!), to prawdopodobnie wylądowalibyśmy w szpitalu   
  Sam Gdańsk zachwyca. Ilość magicznych miejsc, do których chce się wracać, jest tak ogromna, że już teraz, niespełna dobę po powrocie, odczuwam ich magnetyczne przyciąganie. 
Tutaj wielki ukłon w stronę nieocenionej AYO - nie muszę chyba mówić, jaka jest kolosalna różnica między zwiedzaniem z paierowym przewodnikiem w ręce, a zwiedzaniem z zakochanym w swoim mieście i dumnym z jego historii mieszkańcem? Spotkanie z AYO było tak fanastyczną sprawą, że odbyło się też i drugie  
 Nie powstrzymam się też i wspomnę o dwóch prozaicznych rzeczach, które jednak moim zdaniem są miernikiem kultury i gościnności miasta, a za które w Krakowie mi wstyd: toalety i kierowcy komunikacji miejskiej. Te pierwsze w Gdańsku zawsze nienagannie czyste, zawsze dostępne. Ci drudzy niezmiennie uprzejmi, pomocni i życzliwi. 
A tutaj AYO i ja 

