Uffff od czego by tu zacząć??? Od tego chyba, że jestem w szoku. Ten kot mnie wykończy.
Jak pisałam juz wcześniej, Pani Doktor w Koterii, w miniony wtorek badała kotkę. Oceniła na możliwy poród dzień wczesiej, w brzuchu nie wyczuła żadnych kociaków, a jedynie coś jednego małego, co przypominało mase kałową, ale za małe na kociaka. W sutkach wykryła siarę i stwierdzono, że kotkę trza wypuścić, bo prawdopodobnie urodziła i ma karmić. Resztę historii już znacie z poprzednich wpisów.
I teraz następuje najdziwniejsze (myślałam, że już nic w tej historii mnie nie zdziwi ani nie przerazi):
Kotka dzis znowu uznała, że będzie miała dzień bycia kotem domowym i nie chciała wyleźć ode mnie z biura. Darła dzioba, jadła, ocierała się i domagała pieszczot. Dodam, że niemożebnie śmierdzi - nie wiem dlaczego, może jest taka wyświechtana. Zauważyłam podczas tych przymilań, że kicha i oddycha jak przez zapchany nos, a także uwidocznioną trzecią powiekę. Zaniepokoiło mnie to, bo dotąd cieszyłam się, że wygląda dość zdrowo. Pomimo, że mam naprawdę poważne problemy finansowe, postanowiłam, że najwyżej będę żyła do końca miesiąca na ziemniakach, ale muszę ją pokazać wetowi. Zapakowałam kitkę do transporta i pojechałam na Białobrzeską (leczę tam moja Dyźkę, moja siostra swoje psy itd, więc liczyłam na łagodne potraktowanie finansowe..no i mam zaufanie). Dodatkowo ucieszyło mnie, że na Białobrzeskiej miała dyzur Pani Cetnarowicz, która specjalizuje się w rozrodzie, więc pomyślałam, że obejrzy kicię od razu i powie co i jak z tym porodem, karmieniem kociaków itd. Pani Doktor obejrzała kotkę i kolejnymi diagnozami przyprawiała mnie o zawały serca. A więc:
_ kotka nie jest wcale taka młoda. Trudno ocenić wiek, bo zęby ma w fatalnym stanie, ale rocznym kociaczkiem to ona na pewno nie jest;
- kotka ma wyciagniete sutki, ale na pewno nie od karmienia teraz, ale po poprzednich miotach

((
- kotka jest w ciąży!!!!!!!!!! ewidentnie. Ja mówię: Pani Doktor, ale w Koterii Pani powiedziała, że absolutnie, kociaków nie ma. Pani Doktor maca jeszcze raz i kiwa głową dodając: moim zdaniem w zaawansowanej, ale sprawdźmy na usg. Poszłyśmy na usg i po sekundzie Pani pokazuje: no prosze, tu jest kregosłup malucha itd..Nie oglądałysmy dokladnie, bo było to króciutkie badanie (niekomercyjne), w celu 100% pewności co do ciązy. Pani Doktor powiedziała, że będzie rodziła za chwilę, no może jeszcze nie dziś, bo temperatura 38,5, ale trzeba sie śpieszyć. I to bardzo. No, chyba, że chcemy jeszcze jeden rzut kociaków bez domu.
Kotka - ze względu na jednak dośc spore zafaflunienie - dostała zastrzyk z Tolfedine (Pani Doktor napisała na kartce co dostała, żebym przekazała w Koterii) i powiedziała, że nie jest na tyle zakatarzona i chora, żeby nie można było zrobic zabiegu. I koniec. POjechałam w szoku.
Po konsultacji w Koterii zawiozłam dziś kotkę na jutrzejszy zabieg. Pani przyjmująca kota ochrzaniła mnie lekko, że ma te Tolfedynę (czy jak to tam sie zwie), bo to jest antybiotyk co działą 48h i podaje sie go przy zbiegu i nie wiadomo czy będzie kotka kastrowana w związku z tym (na zdrowy rozum coś mi tu nie gra, bo skoro i tak jest podawany przy zabiegu to hmmm). No nic, mam jutro rano skontaktować się z Panią Doktor z Koterii...
Trzymajcie kciuki błagam, żeby kotka nie urodziła i żeby wszystko poszło ok.
No i dlaczego ona tak śmierdzi... eh
Zwariuję w końcu.